Myślenie o niej sprawia mi ból, choć jestem pewien, że to tylko szczenięca miłość... A może nie? Mam jednak nadzieję, że przejdzie mi przed wyjściem na arenę co raczej jest nie możliwe. Siedzę w tym od ładnych paru lat, więc niestety wątpię aby przeszło mi w przeciągu kilku dni.
I co ja mam zrobić? Nigdy nie będę w stanie jej zabić, prędzej sam zgine niż podniose na nie rękę. Jedno jest pewne - nie przetrwam igrzysk, ale Katniss tak, ona ma szansę. Chce jej pomóc, przybliżyć ją do zwycięstwa. Tylko jak? Potrzebuję pomocy, potrzebuję...
Drzwi windy otwierają się z cichym piskiem. Wchodzę do salonu, a na kanapie zauważam Haymitcha, uważnie studiującego jakiś dokument.
To jest to.
- Proszę Pana - podchodzę do mężczyzny - Muszę z panem porozmawiać, to ważne.
Haymitch patrzy na mnie zaspanym wzrokiem, a w końcu bierze głęboki wdech i mówi:
-No dobra, ale nie teraz. Jestem zajęty.
- Za godzinę? - pytam z nadzieją w głosie.
- Półtorej.
- Dobrze, dziękuję.
- Zawsze do usług - rzuca Haymitch i znów zatapia się w lekturze.
Kieruję się do mojego pokoju, ale nie umiem zachować spokoju. Trzęsę się z podniecenia, gdyż w mojej głowie zrodził się pomysł. Pomysł, który może ocalić życie Katniss. Muszę natychmiast porozmawiać o nim z mentorem.
Wchodzę do pokoju, zrzucam z siebie przepocony strój treningowy i wskakuję pod prysznic. Pozwalam, aby woda zmyła ze mnie wszystkie nerwy i stres.
Woda jest moim ulubionym żywiołem. Uwielbiam jej dotyk na mojej skórze, zimne krople zawsze przywracają mi trzeźwe myślenie, a teraz potrzebuję jasnych myśli jak tlenu.
Mój świat obrócił się nagle o sto osiemdziesiąt stopni, przez co życie straciło równowagę i zapadło się pod dymiącymi gruzami, na których rząd i prezydent postawili swoją flagę, trafiony - zatopiony. Jestem ich własnością, poprawka - oni myślą, że mają w garści mnie i innych uczestników Igrzysk, ale mylą się, nie jesteśmy bydłem, które można oznakować i zamknąć w ciasnych klatkach, jakimi są nasze dystrykty. Odebrali nam wolność i człowieczeństwo, ale nie mogą wyssać z nas ducha, który prędzej czy później się zamanifestuje. Miłość jest uważana za przekleństwo, skazę, która obezwładnia nasze życie. To słabość, która zamyka nas w swojej pięści i nie pozwala się wyrwać. Jesteśmy zmuszeni dusić się w jej wnętrzu, bez możliwości wyjrzenia na świat, który ciągle biegnie do przodu, a my zostajemy w tyle powtarzając "kocham".
Wykorzystam moją słabość, obrócę ją przeciwko moim wrogom. Katniss będzie bezpieczna, zarzucę na nią sieć domniemanego kłamstwa, która ochroni ją przed złem Igrzysk i tylko ja oraz Haymitch będziemy znali prawdę. Wiem, że opowiadając mentorowi o moich uczuciach, będę czuł zażenowanie, a moje policzki zapłoną czerwienią, jednak nie zamierzam go okłamywać. Muszę być z nim szczery, choćby miałoby to mnie kosztować chwile okrutnego wstydu.
Przebieram się w czyste ubrania i wychodzę na korytarz, słyszę trzask drzwi, dobiegający z jego drugiego końca. To Katniss, wróciła z pokazu. Jestem ciekawy jak jej poszło jednak trzaskanie drzwiami pozwala mi przyjąć myśl, że nie najlepiej.
Wiem, że nie powinienem, ale kieruję kroki w stronę jej sypialni. Staję pod drzwiami i wstrzymuję oddech. Słyszę szloch, który łapie mnie za serce. Robi mi się słabo, a w piersi czuję nieprzyjemne pulsowanie. Tępy ból wzmaga się wraz z upływającymi minutami. Katniss ciągle płacze, czuję jej słone łzy, tak jakby spływały po mojej twarzy, ona cierpi, a ja nie mogę jej pomóc. Naciskam delikatnie na klamkę. Zamknięte, spodziewałem się tego. Nie odważam się zapukać, czy cokolwiek powiedzieć. Powoli odsuwam się od drzwi i biorę głęboki oddech. To nie jest dobre, Katniss o tym nie wie, ale z każda minuta, każda sekunda, jaką spędzam w jej obecności, czy chociażby w świadomości, że dziewczyna znajduje się za ścianą, przybliża mnie do niej. Żadne uczucie nie może łączyć trybutów, chyba że tym uczuciem jest nienawiść. Ja jednak darze Katniss jej synonimem, który niedługo rozerwie moje serce na strzępy.
Żwawym krokiem ruszam do salonu, muszę porozmawiać z Haymitchem. Podzielę się z nim planem, który niedawno zrodził się w moim sercu. Mam nadzieję, że mentor mnie wysłucha i spełni moje oczekiwania. Tylko jedna osoba może przetrwać, tylko jedna osoba wróci do domu, a ja już podczas dożynek wytypowałem swojego faworyta i zrobię wszystko, aby przeżył.
- Nareszcie jesteś - burczy Haymitch i odkłada gazetę. Opiera się łokciami o kolana i wpatruje się niecierpliwie w moją twarz. Siadam naprzeciwko na wygodnym fotelu i przybieram podobną pozę.
- Chodzi o taktykę - wypalam i dopiero później przychodzi mi na myśl, że mogłem zacząć jakoś łagodniej. Coś w stylu "Jak mija dzień?", albo "Pokaz poszedł mi świetnie".
- Taktykę? - mentor podnosi brwi, jednak widzę, że go zainteresowałem.
- Tak - potwierdzam - Tylko jedna osoba może wygrać, to znaczy przetrwać Igrzyska.
- Jak do tego doszedłeś? - sarka złośliwie.
- Chcę, aby tą osobą była Katniss, a pan musi mi w tym pomóc... Proszę.
- Od tego tu jestem, ale... - Haymitch opiera się o poduszki i lustruje mnie dziwnym wzrokiem - Czemu ona? Mogę pomóc przetrwać tobie, dlaczego prosisz mnie o pomoc dla Katniss?
Przełykam ślinę i wbijam wzrok w podłogę, czuję że moje policzki płoną. To jest trudniejsze niż myślałem.
- Aaa, rozumiem - Haymitch uśmiecha się szeroko - Zależy ci na niej - to mówiąc mężczyzna wybucha śmiechem.
- Co w tym takiego śmiesznego - burczę.
- Chłopcze - Haymitch poważnieje - To nieprawdopodobne, niemożliwe. Ta dziewczyna nawet na ciebie nie spojrzy, a ty chcesz poświęcać dla niej życie? A ja mam ci w tym pomóc, czuję się jak morderca.
- Mam plan - mówię odważnie - I mam gdzieś, że Katniss nie darzy mnie żadnym ciepłym uczuciem, naprawdę. Ona... Ona jest mi bardzo bliska, znamy się od dzieciństwa i nie pozwolę, aby ktoś zrobił jej krzywdę. Może pan tego nie rozumie, ale ważne, że ja rozumiem...
- Dobra, zrozumiałem - przerywa mi Haymitch, podnosząc ręce w górę na znak protestu - Chcesz pomóc tej dziewczynie i masz plan. Wydajesz się być bystry, więc nie pozostaje mi nic innego jak wysłuchać cię i w miarę możliwości pomóc.
Kamień spada mi z serca, kiedy słyszę słowa mentora. Uśmiecham się szeroko i nabieram głęboko powietrza.
- Sponsorzy muszą się dowiedzieć, że jesteśmy w sobie zakochani - zaczynam, ale Haymitch mi przerywa:
- Nie jesteście, to jednostronne uczucie.
- Trochę kłamstwa nie zaszkodzi - kontynuuję, a na twarzy Haymitcha wykwita łobuzerski uśmiech - Oni muszę myśleć, że łączy nas miłość. Wielka, dramatyczna i prawdziwa miłość. A potem... Wykorzystam ich własną broń. Uwierzą we mnie i Katniss, uwierzą w nasze uczucie, a ja przekreślę ich myśli jednym posunięciem.
- Jednym? No nieźle. Czasem ciężko jest cokolwiek wybić sponsorom z głowy.
- Przyłączę się do karierowców. - Haymich dostaje nagłego ataku kaszlu.
- Żartujesz sobie, prawda? Oni chcą zabijać, zabiją każdego, kto wejdzie im w drogę. Chcą wygrać, ścigają każdego trybuta i... - mentor zastyga w bezruchu, a następnie kręci z niedowierzania głową - Genialne.
- Odciągnę ich od Katniss, będę zwodził ich za nos tak długo, aż mnie nie zabiją - kończę, a po plecach przebiega mi zimny dreszcz.
- Pomogę ci - Haymitch ściska moją dłoń.
Effie wbiega do pokoju, ślizgając się na obcasach, przerywając naszą rozmowę. Odskakuję od Haymitcha i wbijam wzrok w podłogę, mam nadzieję, że Effie nic nie zauważyła.
- Coś jest z nią nie tak - mówi cieniutkim głosikiem - Przechodząc obok jej sypialni usłyszałam tłumiony szloch, zrób coś! - Trinket rzuca mentorowi wyzywające spojrzenie.
- Niby co mam zrobić? - odburkuje Haymitch - Popłacze sobie, a potem jej przejdzie, kobiety tak mają.
Effie tupie nogą i odwraca się na pięcie, rusza wgłąb korytarza.
- No dobra - jęczy mentor i podnosi się z kanapy - Sprawdzę co z naszą dziewczynką - to mówiąc opuszcza salon i pozostawia mnie sam na sam z moimi myślami.
Mój świat obrócił się nagle o sto osiemdziesiąt stopni, przez co życie straciło równowagę i zapadło się pod dymiącymi gruzami, na których rząd i prezydent postawili swoją flagę, trafiony - zatopiony. Jestem ich własnością, poprawka - oni myślą, że mają w garści mnie i innych uczestników Igrzysk, ale mylą się, nie jesteśmy bydłem, które można oznakować i zamknąć w ciasnych klatkach, jakimi są nasze dystrykty. Odebrali nam wolność i człowieczeństwo, ale nie mogą wyssać z nas ducha, który prędzej czy później się zamanifestuje. Miłość jest uważana za przekleństwo, skazę, która obezwładnia nasze życie. To słabość, która zamyka nas w swojej pięści i nie pozwala się wyrwać. Jesteśmy zmuszeni dusić się w jej wnętrzu, bez możliwości wyjrzenia na świat, który ciągle biegnie do przodu, a my zostajemy w tyle powtarzając "kocham".
Wykorzystam moją słabość, obrócę ją przeciwko moim wrogom. Katniss będzie bezpieczna, zarzucę na nią sieć domniemanego kłamstwa, która ochroni ją przed złem Igrzysk i tylko ja oraz Haymitch będziemy znali prawdę. Wiem, że opowiadając mentorowi o moich uczuciach, będę czuł zażenowanie, a moje policzki zapłoną czerwienią, jednak nie zamierzam go okłamywać. Muszę być z nim szczery, choćby miałoby to mnie kosztować chwile okrutnego wstydu.
Przebieram się w czyste ubrania i wychodzę na korytarz, słyszę trzask drzwi, dobiegający z jego drugiego końca. To Katniss, wróciła z pokazu. Jestem ciekawy jak jej poszło jednak trzaskanie drzwiami pozwala mi przyjąć myśl, że nie najlepiej.
Wiem, że nie powinienem, ale kieruję kroki w stronę jej sypialni. Staję pod drzwiami i wstrzymuję oddech. Słyszę szloch, który łapie mnie za serce. Robi mi się słabo, a w piersi czuję nieprzyjemne pulsowanie. Tępy ból wzmaga się wraz z upływającymi minutami. Katniss ciągle płacze, czuję jej słone łzy, tak jakby spływały po mojej twarzy, ona cierpi, a ja nie mogę jej pomóc. Naciskam delikatnie na klamkę. Zamknięte, spodziewałem się tego. Nie odważam się zapukać, czy cokolwiek powiedzieć. Powoli odsuwam się od drzwi i biorę głęboki oddech. To nie jest dobre, Katniss o tym nie wie, ale z każda minuta, każda sekunda, jaką spędzam w jej obecności, czy chociażby w świadomości, że dziewczyna znajduje się za ścianą, przybliża mnie do niej. Żadne uczucie nie może łączyć trybutów, chyba że tym uczuciem jest nienawiść. Ja jednak darze Katniss jej synonimem, który niedługo rozerwie moje serce na strzępy.
Żwawym krokiem ruszam do salonu, muszę porozmawiać z Haymitchem. Podzielę się z nim planem, który niedawno zrodził się w moim sercu. Mam nadzieję, że mentor mnie wysłucha i spełni moje oczekiwania. Tylko jedna osoba może przetrwać, tylko jedna osoba wróci do domu, a ja już podczas dożynek wytypowałem swojego faworyta i zrobię wszystko, aby przeżył.
- Nareszcie jesteś - burczy Haymitch i odkłada gazetę. Opiera się łokciami o kolana i wpatruje się niecierpliwie w moją twarz. Siadam naprzeciwko na wygodnym fotelu i przybieram podobną pozę.
- Chodzi o taktykę - wypalam i dopiero później przychodzi mi na myśl, że mogłem zacząć jakoś łagodniej. Coś w stylu "Jak mija dzień?", albo "Pokaz poszedł mi świetnie".
- Taktykę? - mentor podnosi brwi, jednak widzę, że go zainteresowałem.
- Tak - potwierdzam - Tylko jedna osoba może wygrać, to znaczy przetrwać Igrzyska.
- Jak do tego doszedłeś? - sarka złośliwie.
- Chcę, aby tą osobą była Katniss, a pan musi mi w tym pomóc... Proszę.
- Od tego tu jestem, ale... - Haymitch opiera się o poduszki i lustruje mnie dziwnym wzrokiem - Czemu ona? Mogę pomóc przetrwać tobie, dlaczego prosisz mnie o pomoc dla Katniss?
Przełykam ślinę i wbijam wzrok w podłogę, czuję że moje policzki płoną. To jest trudniejsze niż myślałem.
- Aaa, rozumiem - Haymitch uśmiecha się szeroko - Zależy ci na niej - to mówiąc mężczyzna wybucha śmiechem.
- Co w tym takiego śmiesznego - burczę.
- Chłopcze - Haymitch poważnieje - To nieprawdopodobne, niemożliwe. Ta dziewczyna nawet na ciebie nie spojrzy, a ty chcesz poświęcać dla niej życie? A ja mam ci w tym pomóc, czuję się jak morderca.
- Mam plan - mówię odważnie - I mam gdzieś, że Katniss nie darzy mnie żadnym ciepłym uczuciem, naprawdę. Ona... Ona jest mi bardzo bliska, znamy się od dzieciństwa i nie pozwolę, aby ktoś zrobił jej krzywdę. Może pan tego nie rozumie, ale ważne, że ja rozumiem...
- Dobra, zrozumiałem - przerywa mi Haymitch, podnosząc ręce w górę na znak protestu - Chcesz pomóc tej dziewczynie i masz plan. Wydajesz się być bystry, więc nie pozostaje mi nic innego jak wysłuchać cię i w miarę możliwości pomóc.
Kamień spada mi z serca, kiedy słyszę słowa mentora. Uśmiecham się szeroko i nabieram głęboko powietrza.
- Sponsorzy muszą się dowiedzieć, że jesteśmy w sobie zakochani - zaczynam, ale Haymitch mi przerywa:
- Nie jesteście, to jednostronne uczucie.
- Trochę kłamstwa nie zaszkodzi - kontynuuję, a na twarzy Haymitcha wykwita łobuzerski uśmiech - Oni muszę myśleć, że łączy nas miłość. Wielka, dramatyczna i prawdziwa miłość. A potem... Wykorzystam ich własną broń. Uwierzą we mnie i Katniss, uwierzą w nasze uczucie, a ja przekreślę ich myśli jednym posunięciem.
- Jednym? No nieźle. Czasem ciężko jest cokolwiek wybić sponsorom z głowy.
- Przyłączę się do karierowców. - Haymich dostaje nagłego ataku kaszlu.
- Żartujesz sobie, prawda? Oni chcą zabijać, zabiją każdego, kto wejdzie im w drogę. Chcą wygrać, ścigają każdego trybuta i... - mentor zastyga w bezruchu, a następnie kręci z niedowierzania głową - Genialne.
- Odciągnę ich od Katniss, będę zwodził ich za nos tak długo, aż mnie nie zabiją - kończę, a po plecach przebiega mi zimny dreszcz.
- Pomogę ci - Haymitch ściska moją dłoń.
Effie wbiega do pokoju, ślizgając się na obcasach, przerywając naszą rozmowę. Odskakuję od Haymitcha i wbijam wzrok w podłogę, mam nadzieję, że Effie nic nie zauważyła.
- Coś jest z nią nie tak - mówi cieniutkim głosikiem - Przechodząc obok jej sypialni usłyszałam tłumiony szloch, zrób coś! - Trinket rzuca mentorowi wyzywające spojrzenie.
- Niby co mam zrobić? - odburkuje Haymitch - Popłacze sobie, a potem jej przejdzie, kobiety tak mają.
Effie tupie nogą i odwraca się na pięcie, rusza wgłąb korytarza.
- No dobra - jęczy mentor i podnosi się z kanapy - Sprawdzę co z naszą dziewczynką - to mówiąc opuszcza salon i pozostawia mnie sam na sam z moimi myślami.
...
Jak zwykle, pojawiam się na kolacji jako pierwszy. Zajmuję moje miejsce i w ciszy czekam na resztę. Obserwuję ze smutkiem niemych służących, którzy krzątają się wokoło stołu. Zatrzymuję spojrzenie na młodej dziewczynie, która nie może być ode mnie starsza. Jej oczy prześlizgują się po mojej osobie, a ja dostrzegam w nich żałość i bezsens. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale jesteśmy do siebie podobni. Oboje zostaliśmy pozbawieni wolnej woli, jesteśmy marionetkami w rękach władzy, jej niemy krzyk brzęczy w moich uszach, a ja nie jestem w stanie jemu zapobiec.
W jadalni pojawiają się Effie, Haymitch oraz styliści - Cinna i Portia. Witam się z nimi skinięciem głowy, a Portia posyła mi blady uśmiech.
Ostatnia zjawia się Katniss, która wbija wzrok w podłogę i nie odzywa się ani słowem.
Awoksi podają kolację. Dziś raczymy się zupą rybną, którą zjadam w kilka minut. Nienawidzę tego miasta, ale muszę przyznać jedno - jedzenie w Kapitolu jest wyśmienite.
Dorośli trajkoczą o prognozie pogody, a Katniss nareszcie ponosi wzrok znad swoich rąk. Spogląda mi znacząco w oczy, a ja nie mam pojęcia o co jej chodzi, więc pytająco podnoszę brwi. Może ma to związek z indywidualnym pokazem? Katniss w odpowiedzi lekko kręci głową, nic więcej. Pozostawia mnie bez odpowiedzi, a ja zaczynam się martwić. Coś się stało.
Kiedy pojawia się główne danie, słyszę głos Haymitcha:
- No dobra, koniec paplaniny. Teraz mówcie, jak kiepsko wam
dzisiaj poszło?
Odzywam się pierwszy.
- Mało kto zwrócił na mnie uwagę, ale porzucałem sobie ciężkimi przedmiotami, aż nie kazali mi iść. Myślę, że dobrze mi poszło.
Haymitch skina na mnie głową, chwaląc mnie bez słowa. Następnie zwraca się do Katniss:
- A ty skarbie?
- Strzeliłam do organizatorów.
Wszyscy zamierają. Zamieram z widelcem w dłoni i wbijam wzrok w dziewczynę.
- Co takiego? — Zgroza w głosie Effie wywołuje u mnie zimny dreszcz.
- Strzeliłam do nich z łuku. Właściwie niezupełnie do nich, raczej w ich kierunku. Strzelałam normalnie, ale ignorowali mnie jak Peetę, więc... Szlag mnie trafił i posłałam strzałę prosto w jabłko w pysku tej cholernej pieczonej świni
- Co powiedzieli? — dopytuje się Cinna ostrożnie.
- Nic. Nie wiem. Od razu wyszłam z sali.
- Nie czekałaś na pozwolenie? — Effie wstrzymuje oddech.
- Sama sobie udzieliłam pozwolenia.
- No i wszystko jasne — mówi Haymitch. Smaruje bułkę masłem.
- Aresztują mnie? — niepokoi się Katniss, a ja na samą myśl o jej aresztowaniu tracę apetyt i odsuwam od siebie talerz.
- Mocno wątpię. Na tym etapie zastąpienie cię inną dziewczyną byłoby bardzo kłopotliwe — oświadcza.
- A co z moją rodziną? - dopytuje się Katniss - Zostaną ukarane?
- Mało prawdopodobne - odpowiada Haymitch - To nie miałoby sensu.
Katniss wypuszcza powietrze z ulgą i opada na krzesło, ale i tak widzę, że jest cała spięta. Chciałbym ją pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Haymitch i Effie nie dają jej jednak spokoju, wypytują ją o wszystko co wydarzyło się na pokazie, a kiedy Katniss wspomina, że jeden ze sponsorów wpadł do misy z ponczem, wszyscy wybuchamy śmiechem, który śmiesznie brzmi w moich ustach, tak dawno się nie śmiałem. Nie miałem powodu.
Po kolacji wszyscy przechodzimy do salonu, by obejrzeć podsumowanie pokazów, w których poznamy wynik jaki otrzymał każdy z trybutów. Kiedy przychodzi moja kolej, trzęsę się jak osika. Moje serce galopuje z niewyobrażalną prędkością, a kiedy Ceasar Flickerman ogłasza, że otrzymałem osiem punktów, co jest kosmicznym wynikiem oddycham z ulgą i zamykam oczy. Te punkty pomogą mi ocalić Katniss, chociaż sama z całą pewnością sobie poradzi, gdyż otrzymuje jedenaście punktów.
Effie piszczy, wszyscy wiwatują i klepią mnie i dziewczynę po plecach. Gratulujemy sobie nawzajem, ja i Katniss. Kiedy jednak dochodzimy do wniosku, że oboje będziemy walczyli przeciwko sobie na arenie, Katniss zrywa się z kanapy i ucieka do swojego pokoju. Idę za nią jednak zatrzymuję się przed jej drzwiami, a głos więźnie mi w gardle? Co bym miał jej powiedzieć? Dogadalibyśmy się kto kogo zabije? To śmieszne, co ja sobie w ogóle wyobrażam, jestem żałosny.
Wracam do pokoju i zapadam w niespokojny sen, którego główną bohaterką jest Katniss.
Haymitch i Effie nie dają jej jednak spokoju, wypytują ją o wszystko co wydarzyło się na pokazie, a kiedy Katniss wspomina, że jeden ze sponsorów wpadł do misy z ponczem, wszyscy wybuchamy śmiechem, który śmiesznie brzmi w moich ustach, tak dawno się nie śmiałem. Nie miałem powodu.
Po kolacji wszyscy przechodzimy do salonu, by obejrzeć podsumowanie pokazów, w których poznamy wynik jaki otrzymał każdy z trybutów. Kiedy przychodzi moja kolej, trzęsę się jak osika. Moje serce galopuje z niewyobrażalną prędkością, a kiedy Ceasar Flickerman ogłasza, że otrzymałem osiem punktów, co jest kosmicznym wynikiem oddycham z ulgą i zamykam oczy. Te punkty pomogą mi ocalić Katniss, chociaż sama z całą pewnością sobie poradzi, gdyż otrzymuje jedenaście punktów.
Effie piszczy, wszyscy wiwatują i klepią mnie i dziewczynę po plecach. Gratulujemy sobie nawzajem, ja i Katniss. Kiedy jednak dochodzimy do wniosku, że oboje będziemy walczyli przeciwko sobie na arenie, Katniss zrywa się z kanapy i ucieka do swojego pokoju. Idę za nią jednak zatrzymuję się przed jej drzwiami, a głos więźnie mi w gardle? Co bym miał jej powiedzieć? Dogadalibyśmy się kto kogo zabije? To śmieszne, co ja sobie w ogóle wyobrażam, jestem żałosny.
Wracam do pokoju i zapadam w niespokojny sen, którego główną bohaterką jest Katniss.
...
Rankiem budzi mnie głos Effie, która oznajmia, że dziś czeka mnie kolejny "wielki, wielki, wielki dzień". Biorę szybki prysznic, ubieram się i powlekając nogami kieruję się do jadalni, gdzie przy wielkim stole siedzi już moja opiekunka i Haymitch.
- Dzień dobry - mówię i zajmuję moje miejsce.
- Dobry, dobry - odpowiada Haymitch i nalewa sobie czegoś śmierdzącego do kieliszka.
Nakładam sobie porcję pysznej jagnięciny, ale muszę przerwać jedzenie, aby pozdrowić Katniss, która pojawiła się właśnie na śniadaniu.
Posyła mi znużone spojrzenie i zabiera się za potrawkę. Kiedy kończymy jeść, Katniss podnosi wzrok znad talerza i wbija go w Haymitcha.
- No, dobra - odzywa się. - Co jest grane? Dzisiaj będziemy się uczyli, jak dobrze wypaść podczas prezentacji, tak?
- Zgadza się — potwierdza Haymitch.
- Nie musimy czekać do końca śniadania. Mogę jednocześnie słuchać i jeść — oświadcza.
- Nastąpiła zmiana planów. Chodzi o naszą obecną taktykę - wyjaśnia Haymitch.
- A konkretnie? - pyta, a ja kulę się na krześlę, boję się jej reakcji.
Haymitch obrzuca mnie niezrozumianym spojrzeniem, wzrusza ramionami i oświadcza:
- Peeta poprosił o oddzielne szkolenie.