sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 2

Ze łzami w oczach kroczę w stronę sceny. Nie chcę płakać, ale emocje biorą nade mną górę. Cały się trzęsę, kiedy niepewnym krokiem przeciskam się przez tłum chłopców, którzy choć mi współczują to oddychają z ulgą, że to nie oni zostali wylosowani.
Rozglądam się w poszukiwaniu twarzy, należących do mojej rodziny. Zauważam ojca. Stoi oparty o ścianę pewnego sklepu. Jego twarz nie zdradza żadnych uczuć, choć ja zbyt długo go znam. aby nie wiedzieć co się z nim dzieje. Widzę, że sytuacja go przerasta i że z trudem pohamowuje się od płaczu. Moja matka stoi obok niego, jest cała blada, choć stoi pewnie na nogach, tak jakby nic. Nieopodal moich rodziców stoi Sam -mój starszy brat. Kręci ponuro głową i obdarowuje mnie smutnym spojrzeniem.
Kiedy cały spocony docieram do głównej alejki, prowadzącej do sceny, podchodzi do mnie kilku Strażników Pokoju. Prowadzą mnie oni ku estradzie.
Staram się opanować i pewnym krokiem wspinam się na scenę.
Effie Trinket pyta o ochotnika, który zająłby moje miejsce. Odwracam głowę i zauważam Bena. Kiedy nasze oczy się spotykają, opuszcza on wzrok. Jest ode mnie starszy i silniejszy. Mógłby się za mnie zgłosić, gdyż ma on większe szanse na przeżycie niż ja. Wiem jednak, że tego nie zrobi.
Burmistrz przystępuje do odczytywania długiego, nudnego Traktatu o Zdradzie, jak co roku właśnie w tym momencie, taki jest wymóg. Nie dociera do mnie ani jedno słowo...
Myślę o Katniss - mojej współtowarzyszce. Nie przyjaźnimy się, ale darzę ją pewną, niezrozumiałą sympatią. Dlaczego to właśnie z nią będę musiał stoczyć bój na śmierć i życie?
Nie znamy się, nigdy nie rozmawialiśmy, ale zetknęliśmy się przed laty. Nigdy o tym nie zapomnę.
To wydarzyło się kilka lat temu. Padał intensywny deszcz, gdyż były to dni wczesnej wiosny. Tego ranka sam musiałem poradzić sobie z wypiekami z lekką pomocą matki, gdyż Ben zachorował, a tata i Sam udali się do Pałacu Sprawiedliwości w interesach.
Pracowałem już od ponad dwóch godzin. Czekałem na ostatnie dwa bochenki chleba, które piekły się w wielkim, kamiennym piecu. Wyjrzałem przez okno, a mój wzrok przykuła szara, skulona postać siedząca pod drzewem. Przyjrzałem się jej uważniej i poznałem ją. To była Katniss Everdeen, dziewczynka zamieszkująca Złożysko. Jej ojciec zginął trzy miesiące temu w katastrofie górniczej, przez co musiała ona sama wyżywić swoją rodzinę.
Ten widok ścisnął moje serce, dziewczyna wyglądała żałośnie. To co zrobiłem w tym momencie było nagłym, ale przemyślanym działaniem. Bochenki były już gotowe, ale specjalnie zepchnąłem je do paleniska. Przytrzymałem je tam kilka minut, a kiedy je wyjąłem i położyłem na stole, ich skórka była zwęglona. i w tym momencie do pomieszczenia, w którym się znajdowałem weszła moja matka.
- Peeta! - krzyknęła ze złością, kiedy zobaczyła spalony chleb -Jak mogłeś?!
Matka była wściekła, podeszła do mnie i uderzyła mnie.
- Rzuć to świni, ty durna istoto - krzyczała - Zmarnowany chleb, nikt przy zdrowych zmysłach go już nie kupi!
Wybiegłem przed piekarnie i oderwałem kawałek spalenizny, potem drugi i cisnąłem je do koryta. Od drzwi sklepu dobiegł dźwięk dzwonka, więc moja matka znikła w budynku, aby obsłużyć klienta. Obejrzałem się na piekarnię, gdyż chciałem sprawdzić, czy nikt nie idzie, a następnie szybko rzuciłem w stronę Katniss najpierw jeden, a zaraz za nim drugi bochen. Na koniec powlokłem się do piekarni i starannie zamknąłem za sobą kuchenne drzwi.
Odczekałem chwilę i znów wyjrzałem przez okno. Dziewczyny już tam nie było, tak samo jak chleba.
Tamten dzień zapadł mi głęboko w pamięć. Nieraz odwracałem się na korytarzu i napotykałem spojrzenie Katniss, która w tym samym momencie odwracała wzrok. 
Burmistrz kończy koszmarne przemówienie, poświęcone Traktatowi o Zdradzie i daje znak, abyśmy uścisnęli sobie dłonie. Ręce Katniss są delikatne, ale naznaczone bliznami po polowaniach, na które wybiera się razem z jej przyjacielem Gale'em. O ich wypadach do lasu wie już chyba cały dystrykt, gdyż wielu mieszkańców kupuje od nich zwierzynę i rośliny, jakie uda im się zdobyć. Mój ojciec kupuje od Katniss wiewiórki. Zawsze trafia je w oko, przez co mięso nie marnuje się niepotrzebnie.
Spoglądam w oczy dziewczyny i ściskam jej dłoń.
Odwracamy się twarzami di publiczności, rozlegają się dźwięki hymnu Panem. Ledwie przebrzmiewają końcowe dźwięki hymnu, tracimy wolność. Nikt nas nie skuwa kajdankami, ale w otoczeniu grupy Strażników Pokoju wmaszerowujemy przez główne wejście do Pałacu Sprawiedliwości. Podobno w przeszłości kilku trybutów próbowało stąd uciec, ale ja nie chcę tego robić. Wolę zginąć z honorem niż jako tchórz.
Strażnicy rozdzielają naszą dwójkę i prowadzą mnie korytarzem do pokoju, w którym przyjdzie mi się pożegnać z całą moją rodziną.
Wchodzę do pomieszczenia i rozglądam się po nim uważnie. Jest on ekskluzywnie urządzony. Wzrok przykuwają drogie meble, piękne ozdoby i wielkie, lśniące okna, które okalają ciężkie zasłony, sięgający podłogi, która wykonana jest z błyszczącego marmuru. Ściany pokryte są ciemnozieloną tapetą, a na środku pokoju leży wielki, czerwony dywan.
Strażnicy zamykają za sobą drzwi, a ja z dziwnym spokojem siadam na aksamitnym fotelu. Emocje nadal mnie nie opuszczają, ale staram się hamować łzy, które wciąż cisną mi się do oczu.
Po kilku minutach drzwi otwierają się i do środka wchodzi cała moja rodzina. Ojciec, matka, Sam i Ben.
Podbiegam do nich i przytulam moją matkę. Następnie obejmuje mojego ojca i moich braci. Boli mnie serce, kiedy się z nimi żegnam. Wiem, że ostatni raz ich widzę. Na arenie czeka mnie śmierć, nie mam szans na przeżycie.
Przez kilka minut stoimy i obejmujemy się wszyscy nawzajem. Nikt się nie odzywa. Cisza wyraża wszystkie nasze uczucia, oddaje cały nasz ból, który gromadzi się w naszych sercach.
Strażnicy przerywają tę wzruszającą chwilę. Ogłaszają, że to koniec odwiedzin i każą wyjść mojej rodzinie. Nie wstydzę się łez i drżącym głosem wykrzykuję do moich bliskich ostatnie słowa:
- Do widzenia - mówię przez łzy -Ja..
Nie udaje mi się skończyć zdania, gdyż strażnik wyprowadzają moją rodzinę z pokoju i zatrzaskują z hukiem drzwi.
Zdesperowany siadam na fotelu i chowam twarz w dłoniach. Trzęsę się ze strachu, a moje łzy ciekną strumieniami.
Po chwili do pokoju wchodzi strażnik i każe mi iść za nim. W holu spotykam się z Katniss i Effie Trinket, która entuzjastycznie informuje nas, że teraz wsiądziemy do samochodu i pojedziemy na dworzec.
Ukradkiem zerkam na Katniss. Jest spokojna, nie ma spuchniętych oczu.
Ona ma szanse -myślę - Dziewczyna ze Złożyska może wygrać Igrzyska.
Tylko raz w życiu jechałem samochodem, ale to było tak dawno, że prawie nic z tego nie pamiętam. Po krótkim czasie docieramy na dworzec kolejowy.
Na peronie roi się od dziennikarzy i ciekawskich mieszkańców Dwunastki. Dostrzegam siebie na ekranie na murze, telewizja na żywo transmituje nasze przybycie. Widać, że płakałem, ale nie wstydzę się łez. Wolę zginąć będąc sobą niż udając kogoś innego.
Przez kilka minut Effie Trinket każe nam stać przed wejściem do wagonu, aby dziennikarze nasycili się naszym widokiem. W końcu wpuszczają nas do środka. Drzwi litościwie się zamykają, a pociąg momentalnie rusza z miejsca.
Prędkość, jaką w mgnieniu oka nabieramy jest niesamowita. Fascynuje mnie nowoczesna technologia Kapitolu. Nigdy nie jechałem pociągiem, gdyż podróżowanie pomiędzy dystryktami, bez specjalnego zezwolenia jest zabronione.
Effie Trinket wesoło informuje nas, że do Kapitolu dotrzemy w jeden dzień.
Pociąg wiozący trybutów jest jeszcze wykwintniej urządzony niż pokój w Pałacu Sprawiedliwości. Otrzymaliśmy własne pomieszczenia z sypialnią, garderobą i własną łazienką.
Siadam na łóżku i czekam na naszą opiekunkę, która poszła teraz objaśnić wszystko Katniss. Po kilku minutach słyszę ciche pukanie do drzwi, które po chwili otwierają się, a do pokoju wmaszerowuje energicznie Effie Trinket.
-I jak? - pyta z wielkim uśmiechem kobieta – Cudownie tu prawda?
-Tak – odpowiadam krótko, gdyż nie mam ochoty wdawać się w rozmowę z tą dziwną osóbką.
-W szufladach znajdziesz wiele przepięknych ubrań – szczerbiocze Effie -Wszystkie są do twojej dyspozycji. Ubierz się ładnie i weź prysznic, za godzinę kolacja!
Kiwam głową i patrzę w stronę opiekunki, która pewnym krokiem opuszcza mój pokój.
Zrzucam z siebie mój dożynkowy strój i idę do łazienki wziąć prysznic. Jeszcze nigdy nie brałem prysznica, taki luksus posiadają jedynie kapitolińczycy i niektórzy bogatsi mieszkańcy dystryktów.
Po wyjściu z łazienki zakładam zwykłą, białą koszulę i jasne spodnie. Nie przejmuję się zbytnio włosami, więc tylko mierzwie je ręką i siadam na łóżku, do kolacji zostało jeszcze piętnaście minut. Postanawiam więc udać się już teraz do wagonu restauracyjnego.
Na korytarzu spotykam naszego mentora. Haymitch jest upity i ledwo co trzyma się na nogach. Klepie mnie po ramieniu i bełkocze, że idzie sobie uciąć drzemkę.
- Dobrze to panu zrobi - odpowiadam, starając się nie zwymiotować, gdyż cały fetor tego pijaka wypełnił moje nozdrza.
Mijam go pośpiesznie i wchodzę do kolejnego wagonu. Jadalnia jest wyłożona lśniącą boazerią, a na środku pomieszczenia stoi wielki stół, zastawiony łatwo tłukącymi się naczyniami. Zajmuję jedno z krzeseł i w ciszy czekam na Effie i Katniss. Wątpię, aby Haymitch pojawił się na kolacji.
Po chwili do wagonu wchodzi rozentuzjazmowana opiekunka i naburmuszona Katniss.
- Gdzie się podziewa Haymitch? - pyta Effie Trinket pogodnie.
- Kiedy go ostatnio widziałem, wspomniał, że idzie uciąć sobie drzemkę -wyjaśniam.
- Miał ciężki dzień - przyznaje Effie. Od razu widać, że z ulgą przyjmuje nieobecność mentora. Z resztą nie dziwię się jej.
Kolacja jest podawana na raty. Raczymy się po kolei gęstą zupą marchewkową, zieloną sałatą, kotletami jagnięcymi z piure ziemniaczanym, serem i owocami, ciastem czekoladowym. Przez cały posiłek Effie Trinket upomina nas, żebyśmy się nie przejadali, bo to nie koniec.Ja stosuję się do jej poleceń, ale Katniss opycha się po uszy, jednak nie dziwię się jej. Na pewno jeszcze nigdy nie miała okazji bez ograniczeń delektować się takimi pysznościami. Ona jest ze Złożyska, w którym głód jest ciągłym problemem, a do tego jej tata zginął w katastrofie górniczej, ona sama musi wyżywić całą rodzinę. Ja mam ojca piekarza, to co innego. Nie jestem zmuszony tak jak Katniss, do kładzenia się spać, kiedy kiszki marsza grają.
- Przynajmniej umiecie zachować się przy stole - komentuje Effie, kiedy kończymy danie główne - W ubiegłym roku trafiła mi się para, która jadła wszystko rękami, jak dzikusy. Ich widok przyprawił mnie o niestrawność.
Podnoszę głowę i spoglądam na Katniss, jest poczerwieniała na twarzy ze złości. Zeszłoroczni trybuci tak samo jak ona, pochodzili ze Złożyska i jestem pewien, że nigdy w swoim życiu nie zdołali najeść sie do syta. Kiedy te dzieciaki zobaczyły te wspaniałe potrawy, z pewnością nie myślały o dobrych manierach przy stole.
Widzę, że uwaga Effie dość mocno zirytowała Katniss. Celowo kończy więc ona posiłek palcami i wyciera dłonie o obrus. Podziwiam ją za jej odwagę i pewność siebie. Effie Trinket mocno zaciska usta w wąską kreskę i powstrzymuje się od komentarza.
Po kolacji próbuję utrzymać żywność, którą przed chwilą pochłonąłem w brzuchu. Zrobiłem się lekko zielonkawy, a mój żołądek informuje mnie, że przesadziłem z jedzeniem. Nie przywykł on do tak dużej ilości pokarmu.
Przechodzimy do innego przedziału, aby obejrzeć podsumowanie przebiegu dożynek z całego Panem. Oglądamy inne losowania, jeden po drugim. 
Najbardziej w pamięć zapadają mi trybuci z Pierwszego i Drugiego Dystryku, czyli tak zwani karierowcy. Jedynkę reprezentuje rosły chłopak, o ciemnych włosach i przepiękna dziewczyna, której twarz okalają złote włosy. Wstrzymuję oddech kiedy oglądamy relacje z Dwójki. W tym dystrykcie gigantyczny chłopak, rzuca się dobrowolnie pędem w stronę estrady, dowiadujemy się, że nazywa się on Cato i od dzieciństwa trenuje, aby wziąć udział w Głodowych Igrzyskach. Z jego twarzy udaje mi się wyczytać, że jest on pewien zwycięstwa. Katniss widocznie też to zauważyła, gdyż ściska mocno dłonie w pięści, tak że aż zbielały jej knykcie, a usta ma zaciśnięte w kreskę. Oboje wiemy, że Cato będzie naszym największym wrogiem na arenie. 
Serce podchodzi mi do gardła, kiedy w Jedenastym Dystrykcie wylosowana zostaje dwunastoletnia dziewczynka. Ma ona ciemnobrązową skórę i równie ciemne oczy. Pada pytanie o ochotników, ale nikt się nie kwapi, aby zająć jej miejsce. Moim zdaniem to okropne, kiedy tak małe dzieci są zmuszone rywalizować o życie z dwa razy potężniejszymi od siebie przeciwnikami. Kiedy Cato dopadnie Rue - bo tak nazywa się owa dziewczynka - Nie będzie miała ona jakichkolwiek szans na przeżycie.
Na sam koniec pokazują Dwunasty Dystrykt. Wywołano Prim, a Katniss biegnie, aby zgłosić się na ochotnika. Słychać rozpacz w jej głosie, kiedy zasłania ona siostrę własnym ciałem. Widzę jak Gale odciąga Prim od Katniss.
Spoglądam na moją towarzyszkę. Jest cała blada, a oczy przesłonięte ma mgłą łez. Chcę ją pocieszyć, powiedzieć jej coś pokrzepiającego, ale jaki w tym sens? Darzę ją niezrozumiałą sympatią i nie chcę, aby zginęła ona na arenie, ale i tak przyjdzie nam rozegrać pomiędzy nami grę, w której stawką będzie życie. Jeśli już Katniss miała by zginąć to wolałbym, aby nie zginęła z mojej ręki.
Obiecuję sobie w myślach, że nie podniosę ręki na tę dziewczynę, nawet jeśli równałoby się to z moją śmiercią.
Z powrotem skupiam się na Dożynkach. Haymitch spada z estrady, a prowadzący wydają z siebie zabawny jęk. Następnie zostaję wylosowany i cicho zajmuję wskazane miejsce. Podaję rękę Katniss. Ponownie rozbrzmiewa hymn i program dobiega końca.
- Wasz mentor musi się sporo nauczyć o sztuce prezentacji - mówi zniesmaczone Effie Trinket - Nie ma pojęciu o zachowaniu przed kamerami.
Parskam śmiechem.
- Był pijany - zauważam - Upija się co rok.
- Codziennie - dodaje Katniss i uśmiecha się mimowolnie.
- Ciekawe - syczy Effie - Czy to nie dziwne, że tak dobrze się bawicie? Wiadomo, że podczas Igrzysk mentor będzie pomostem między wami a światem. On posłuży wam radą, dotrze do sponsorów, zdecyduje o wręczaniu prezentów. Haymitch zapewne przesądzi o waszym życiu lub śmierci!
Jak na komendę do przedziału wtacza się Haymitch i rozsiewa nieprzyjemną woń alkoholu.
- Przegapiłem kolację? - pyta bełkotliwie, wymiotuje na kosztowny dywan i pada w sam środek wymiocin.
- Teraz się pośmiejecie - proponuje nam Effie Trinket. Wstaje szybko od stołu i z obrzydzeniem kica wokoło kałuży, i ucieka z przedziału.
Przez dłuższą chwile razem z Katniss obserwuję jak nasz mentor próbuje się podnieść ze swoich wymiocin. Robi mi się niedobrze i z trudem powstrzymuję wymioty.
Wymieniam z Katniss spojrzenia. Haymitch nie jest wiele wart, ale Effie ma racje. Gdy trafimy na arenę, zostanie nam tylko on. Solidarnie bierzemy go pod pachy i pomagamy mu dźwignąć się na nogi.
- Potknąłem się? - pyta pijak - Coś tu śmierdzi.
- Odprowadzimy pana do przedziału - proponuję - Spróbujemy pana doczyścić.
Wleczemy Haymitcha do jego przedziału i nie chcąc zabrudzać jego pokoju, zaciągamy go do łazienki i odkręcamy prysznic.
- Dziękuję - mówię do Katniss - Teraz dam już radę sam.
Widzę wdzięczność w jej oczach. Wiem, że nie jest ona chętna oglądać naszego mentora nago i wypłukiwać z jego włosów wymiociny.
- Dzięki - rzuca ziewczyna - Może przyślę kogoś z obsługi do pomocy?
- Nie, nie chcę ich tutaj - odpowiadam. Nie chcę oglądać tych zarozumiałych mieszkańców Kapitolu, dam sobie radę sam, chociaż wiem, że będzie ciężko.
Katniss opuszcza przedział Haymitcha, a ja zabieram się za doczyszczanie naszego mentora. Protestuje on kiedy oblewam go zimną wodą, ale chłodny prysznic choć troszkę go ożywi.
Z łazienki wlokę Haymitcha do jego sypialni i kładę go na łóżku. Narzucam na niego miękki koc i w pośpiechu opuszczam jego wagon. 
Wracam do mojego pokoju i podchodzę do okna. W oddali dostrzegam światła jakiegoś dystryktu. Myślę o mojej rodzinie. O mamie, tacie, Samie i Benie. Jestem pewien, że siedzą teraz w ciszy w naszej małej kuchni i rozpaczają nad moim losem. Uświadamiam sobie, że z sekundy na sekundę oddalam się od Dwunastego Dystryktu, od mojego domu. Wywołuje to ból w mojej piersi i łzy, które ściekają mi po policzkach.
Ściągam koszulę i spodnie i w samej bieliźnie kładę się do miękkiego, wielkiego łóżka, spokojnie zmieściłoby się w nim kilka osób.
Otulam się grubą, puchatą pierzyną, od razu robi mi się ciepło. Staram się uspokoić, ale łzy nadal płyną strumieniami z moich oczu. Czuję się okropnie samotny, pragnę czyjeś bliskości. Wiem jednak, że już nigdy jej nie doświadczę.
Zaciskam oczy i próbuję zasnąć. Aby się uspokoić, przywołuję sobie szczęśliwe wspomnienia, które związane są z moją rodziną. To działa, gdyż po kilkunastu minutach otula mnie sen.




 

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 1

Tekst pisany kursywą, będzie oznaczał, że dane wypowiedzenie jest cytatem z książki.

Pierwszy rozdział z czystej sympatii dedykuję admince z https://ask.fm/errpl :)
 

Budzi mnie krzyk mojej matki. Woła mnie, abym zszedł do piekarni, pomóc w porannych obowiązkach jakimi obarczeni są piekarze i ich rodziny. Zazwyczaj budzę się o określonej godzinie, ale wczoraj nie mogłem zasnąć, więc zaspałem. Wszystko to spowodowane jest nerwami przed dzisiejszymi dożynkami.
Podpieram się na łokciach i rozglądam po pokoju. Dziele go z moimi dwoma starszymi braćmi - Samem i Benem. Ich łóżka są rozgrzebane, więc dochodzę do wniosku, że już na pewno pomagają ojcu i matce.
Odrzucam koc na bok i zeskakuje z łóżka. Podłoga skrzypi pod moimi nogami, kiedy podchodzę do okna. Już świta. Słońca wygląda zza pagórków i oświetla swoimi promieniami gęsty las.
O tej porze Dwunasty Dystrykt budzi się do życia. Mieszkam w małym, jednopiętrowym domu przy rynku razem z moją rodziną. Okno pokoju, w którym się teraz znajduję, wychodzi jednak na podwórze, więc nie widzę co dzieje się na głównym placu. Mogę się jednak założyć, że kupcy i rzemieślnicy jeszcze słodko śpią, więc rynek jest prawie pusty. Prawie, bo jestem pewien, że co chwila przybywają na niego mieszkańcy, a przede wszystkim dzieci ze Złożyska - najbiedniejszego rejonu naszego dystryktu. Szukają one pożywienia, którego bez przerwy im brakuje.
Złożysko zamieszkują najbiedniejsi obywatele Dwunastki, są to przede wszystkim górnicy, którzy dostarczają węgla całemu Panem. Ci ludzie ledwo wiążą koniec z końcem, a wielu z nich umiera w bardzo młodym wieku. Zabija ich głód i choroby. Ciężko mi patrzeć na cierpienie tych ludzi, ale nie mogę nic zrobić.
Bogatsza warstwa społeczna Dwunastego Dystryktu - w tym moja rodzina - Zamieszkuje małe domy przy rynku i zajmuje się przede wszystkim kupiectwem i rzemieślnictwem.
Moja rodzina prowadzi piekarnie, umiejscowioną na parterze naszego domu. Cieszy się ona uznaniem, a nasze wypieki rozchodzą się bardzo szybko.
Wstajemy bardzo wcześnie, aby napiec odpowiednią liczbę pieczywa. Ojciec jest szanowanym piekarzem, matka nie piecze, tylko zajmuje się sprzedażą wypieków, a ja i moi bracia stanowimy pomoc naszym rodzicom.
Oddalam się do okna i kieruje się w stronę starej, drewnianej szafy, której drewno już dawno zbutwiało. Nie jesteśmy jednak, aż tak bogaci, aby było nas stać na wymianę mebli.
Otwieram drzwiczki szafy, które ustępują z głośnym skrzypnięciem. Ze środka wyciągam moją poplamioną koszulę i przetarte spodnie. Jest to strój, który codziennie zakładam do piekarni. Po pracy zazwyczaj się przebieram, gdyż nie na miejscu by było udać się do szkoły lub w inne miejsce publiczne w tak zaniedbanych ubraniach.
Karcę się jednak za takie myślenie, a kiedy przypominam sobie obdarte i zabrudzone pyłem węglowym stroje dzieci ze Złożyska robi mi się głupio.
Ubieram się i szybkim krokiem udaje się do łazienki. Niestety nie stać nas również na luksus bieżącej wody w kranach, więc na środku pomieszczenia, które nazywamy łazienką stoi wielka balia. Na szczęście jest ona już zapełniona wodą i nie będę musiał biec do studni, która stoi przy naszym domu i czerpać wody tak długo aż cała balia się nie napełni. Jeden z moich braci musiał ją zapełnić. Stawiam na Sama, gdyż Ben nie jest wielbicielem wody.
Obmywam ręce i twarz, i wycieram się w miękki ręcznik, wiszący na drewnianym kołku, wbitym w ścianę. Na piętnastą rocznicę swojego ślubu moi rodzice otrzymali od swoich znajomych zestaw pięciu bawełnianych ręczników. Mama schowała je gdzieś i użyczyła nam na razie tylko jednego z nich, gdyż takie ręczniki są w Dwunastym Dystrykcie uznawane za bogactwo.
Wychodzę z łazienki i zakładam niskie, skórzane buty, które otrzymałem od rodziców na szesnaste urodziny, są więc one nowością, a ja dbam o nie jak o żywą istotę.
Kiedy schodzę do piekarni mój ojciec wita mnie zdenerwowanym głosem i wytyka mi spóźnienie. Po chwili jednak do oczu napływają mu łzy i obejmuje mnie mocno.
Rozumiem jego zachowanie, wszyscy zachowują się inaczej w dniu dożynek. Ludzie współczują dzieciakom od dwunastego do osiemnastego roku życia, które muszą stawić się na placu przed Pałacem Sprawiedliwości o godzinie czternastej i wziąć udział w losowaniu, które zadecyduje o ich życiu lub śmierci.
Podwijam rękawy i od razu biorę się do roboty. Najpierw przygotowuje ciasto, które potem ugniatam i formuje w małe bułeczki.
W naszej piekarni role są podzielone. Moja matka sprzedaje, ojciec z pomocą Sama zajmują się chlebem, mi przypadły bułki, a Ben piecze słodkie rogaliki.
Kiedy uwiniemy się z wyznaczonymi zadaniami wszyscy razem zabieramy się za pieczenie malutkich ciasteczek, które klienci chętnie kupują. Pieczemy ciastka z czekoladą, owocami, cukrem, czy z różnego rodzaju nadzieniami. Ja preferuję ciastka z czekoladą, mam do niej słabość.
Pamiętam jak kilka lat temu, jako małe dziecko wyjadłem ojcu kilkanaście takich właśnie czekoladowych ciasteczek. Były one jeszcze ciepłe, więc najpierw oberwało mi się od matki, a później dostałem tak okropnych bólów brzucha, że przez blisko trzy miesiące nie tknąłem żadnych ciastek, o czekoladzie nie wspominając.
Ranek mija bardzo szybko, choć wolałbym, aby czas dłużył się w nieskończoność. Nie ukrywam, że podczas dożynek co roku trzęsę się ze strachu. Ani mi, ani innym dzieciakom nie uśmiecha się trafić na arenę i stoczyć bój na śmierć i życie z innymi dziećmi i nastolatkami z innych dystryktów.
Mam szesnaście lat, więc moje nazwisko pojawi się na karteczkach pięć razy. Nigdy nie byłem zmuszony zgłosić się po astragale, więc to najmniejsza liczba wpisów, jakie w moim wieku mogłem otrzymać. Ben ma osiemnaście lat, więc jego imię pojawi się siedem razy, Sam już od kilku lat nie bierze udziału w dożynkach, więc nie musi się martwić, że go wylosują.
Myślę o niektórych dzieciach ze Złożyska. Kilka lat temu został wylosowany dwunastoletni chłopczyk z tamtego rejonu który podczas swoich pierwszych dożynek posiadał już dziesięć wpisów, a ich ilość była spowodowana astragalami, które brał na swoje młodsze rodzeństwo i swoich schorowanych rodziców. Zginął on w pierwszej minucie od rozpoczęcia owych Igrzysk, przeszyty włócznią, a jego rodzina nadal nie pozbierała się po stracie syna i brata.
Dzieci i młodzież ze Złożyska są więc w o wiele gorszej sytuacji. Liczba moich wpisów nie może się równać z ilością wpisów niejednego nastolatka z tamtego rejonu.
W południe matka wzywa nas na obiad. Dziś raczymy się pieczoną kurą i świeżym chlebem, dożynkowe posiłki zawsze są uroczyste, a ta tradycja podtrzymuje się od wielu lat.
Po obiedzie udaje się do łazienki. Zrzucam z siebie zaplamione ubrania i biorę szybką, zimną kąpiel. Szoruje się dokładnie, nie omijając ani jednego zakamarka mojego ciała.
Po kąpieli wracam do pokoju i ubieram się w czyste ubrania, które mama przygotowała mi specjalnie na dożynki. Jest to dawny, dożynkowy strój Sama - biała koszula ze srebrnymi guzikami i szare spodnie. Nogawki są trochę za długie, więc podwijam je kilka razy i teraz stój pasuje jak ulał.
Kiedy zegar wybija pierwszą razem z rodzicami, braćmi i galopującym sercem udaje się na plac przed Pałacem Sprawiedliwości.
Zgromadziło się tam już sporo ludzi. Dzisiaj pomimo jaskrawych sztandarów, rozwieszonych na budynkach, wszyscy są przygnębieni. Obecność kamerzystów, dodatkowo psuje atmosferę. Ludzie schodzą się w milczeniu i podpisują listy obecności. Młodzież od dwunastego do osiemnastego roku życia zostaje zapędzona do podzielonych liniami sektorów. Najstarsi stoją z przodu, a młodsi z tyłu. Członkowie rodzin stają naokoło sektorów i mocno trzymają się za ręce.
Na scenie, ustawionej przed Pałacem stoją trzy fotele, mównica i dwie szklane kule, jedna dla chłopców, druga dla dziewcząt. Patrzę na kartki w kuli chłopięcej. Na pięciu z nich widnieje starannie wypisane nazwisko Peeta Mellark.
Staję z moimi rówieśnikami w sektorze przeznaczonym dla chłopców. Witam się z niektórymi z nich, gdyż znamy się ze szkoły. Nie mam jednak nikogo, kogo mógłbym nazwać przyjacielem. Posiadam jedynie kolegów, którzy tak samo jak ja pochodzą z bogatszej warstwy mieszkańców, z resztą matka i tak zabrania mi przebywać w towarzystwie dzieciaków ze Złożyska, czego trochę nie rozumiem. To ludzie tacy sami jak my, tylko trochę biedniejsi.
Gdy zegar na wieży ratusza wybija drugą, burmistrz wchodzi na mównicę i zaczyna czytać. Rok po roku wysłuchujemy tego samego.
Opowiada on o historii Panem i wyjaśnia zasady Igrzysk. Wtrąca też kilka zdań na temat Mrocznych Dni, które są przyczyną powstania Głodowych Igrzysk.
- To dla nas czas żałowania za błędy i okazja do wdzięczności- przemawia burmistrz.
Później burmistrz odczytuje listę zwycięzców z naszego dystryktu. Dwunastka dorobiła się ich dwóch z czego tylko jeden żyje. Jest to pijak - Haymitch Abernathy. Właśnie w tym momencie owy zwycięzca pojawia się na scenie. Jest pijany i zdezorientowany
Burmistrz wydaje się zaniepokojony. Pośpiesznie próbuje spróbuje skierować uwagę widzów z powrotem na dożynki, przedstawiając Effie Trinket.
Effie podchodzi do mównicy i rozentuzjazmowanym głosem wita się z nami tradycyjnym okrzykiem "Wesołych Głodowych Igrzysk! Niech los zawsze wam sprzyja!". 
Kiedy nadchodzi pora na losowanie, Effie truchta do kuli dziewcząt z tłumaczeniem, że "Damy mają pierwszeństwo". Zanurza rękę w owej kuli po chwili wyciąga jedną karteczkę, która jest przekleństwem dla jednej z dziewcząt i jej rodziny.
Effie Trinket wraca na mównice, wygładza papierek i głośno odczytuje nazwisko.
 - Primrose Everdeen! - wykrzykuje i przeczesuje wzrokiem tłum dziewcząt, które wypuszczają powietrze z ulgą.
Znam to nazwisko, wiem o kim mowa. Primrose to dwunastoletnia, chuda blondynka ze ze Złożyska. To okropne kiedy tak małe dzieci muszą brać udział w krwawej jadce.
Primrose wychodzi z tłumu dziewcząt i kieruje się w stronę estrady, jest cała blada i zauważam, że próbuje się ona nie rozpłakać.
Nagle z tłumu wyskakuje ciemnowłosa dziewczyna. Znam ją to Katniss Everdeen, moja rówieśniczka, a siostra Primrose.
- Prim! - krzyczy Katniss i biegnie w stronę dziewczynki.
Ludzie zaczynają szeptać i wyciągać głowy, aby mieć jak najlepszy widok na tą scenę. Ja sam nie chcę na to patrzeć, ale słyszę krzyk Katniss i płacz Prim.
- Zgłaszam się an ochotnika!- wykrzykuje Katniss, a mi zamiera serce - Zgłaszam się na trybuta!
Na twarzy Effie maluje się lekka konsternacja, ale że reguły Igrzysk pozwalają na ochotników, jeśli także biorą oni udział w losowaniu i są tej samej płci zaraz wraca jej entuzjastyczny uśmiech.
- Zapraszamy! - piszczy Effie i gestem nakazuje Katniss wejść na scenę.
Primrose protestuje, ale osiemnastoletni Gale, który przyjaźni się z Katniss odciąga małą i zabiera ją do mamy.
Katniss wchodzi na scenę cała blada, ale zachowuje kamienną twarz. Podziwiam ją za ten czyn, nie wiem czy ja byłbym w stanie zgłosić się za inną osobę.
Effie świergocze, aby mieszkańcy Dwunastki nagrodzili ochotniczkę gromkimi brawami.
Nagle dzieje się coś niespodziewanego. Najpierw jedna osoba, potem następna, a potem niemal wszyscy w tłumie dotykają ust wskazującym, środkowym i serdecznym palcem lewej dłoni i wyciągają ją ku Katniss.
Ja także wykonuję owy gest. Oznacza on podziękowanie, a także podziw. Tak się żegna kogoś drogiego sercu.
Haymitch przerywa ową wzruszającą chwilę i zaczyna klepać Katniss po plecach:
- Ona mi się podoba - bełkocze pijak.
Następnie podchodzi niebezpiecznie blisko krańca sceny i traci równowagę. Zwala się on ze sceny, a siła uderzenia pozbawia go przytomości.
Effie Trinket patrzy z obrzydzeniem w jego stronę, a następnie truchta do kuli z karteczkami chłopców. Wkłada rękę do naczynia i wyciąga karteczkę. Wraca na mównicę i odchrząkuje.
Zamykam oczy i ściskam dłonie w pięści. Powtarzam sobie, że to nie ja, to na pewno nie ja...
Jednak się mylę. Kiedy Effie odczytuje nazwisko trybuta moich uszu dobiega jej wesoły krzyk:
- Peeta Mellark!
Otwieram oczy i z przerażeniem wpatruje się w estradę. Otaczający mnie koledzy patrzą na mnie ze smutkiem.
To koniec - myślę i stawiam pierwszy, nieśmiały krok w kierunku sceny, w kierunku śmierci.

sobota, 2 stycznia 2016

Zaczynamy :)

Witam wszystkich Trybutów!
Oto mój kolejny blog - "Igrzyska Śmierci oczami Peety Mellarka"
 Jeśli kochacie Peete i jesteście ciekawi, co czuł nasz bohater podczas "Igrzysk Śmierci" to ten blog jest właśnie dla was!
Coś o fabule bloga:
 Fabuła będzie zgodna z fabułą prawdziwych "Igrzysk Śmierci" i będę wstawiała z nich cytaty, np. dialogi Peety z Katniss, no bo po co mam je zmieniać, skoro sens będzie ten sam? Dodatkiem będą przemyślenia naszego Mellarka i jego losy (np. kiedy zawarł "sojusz" z karierowcami podczas 74 Igrzysk Głodowych).
Co z " Katniss Everdeen i Peeta Mellark - Dalsza historia ich miłości" ?
Te opowiadanie będzie oczywiście kontynuowane. Nigdy w życiu nie przerwałabym pisania tego fanfiction. 
Wstawianie rozdziałów 
Tutaj następuje mała zmiana. Będę się starała wstawiać rozdziały co +/- tydzień. Ale czasem będę mogła się opóźnić, wiecie jak to jest - trzecia klasa gimnazjum, egzaminy, dużo nauki, szukanie liceum. Brr, okropność. W każdym razie umawiamy się na rozdział co tydzień. Na zmianę będę wstawiała rozdziały raz z kontynuacji, raz z tego opowiadania. Czyli części poszczególnych blogów będą wstawiane co dwa tygodnie. Wiem, że to trochę długo, ale nie mogę ciągle siedzieć przed laptopem.
Wyjaśnienia dla nowych czytelników:
Oprócz tego opowiadania, pisze jeszcze kontynuację Igrzysk -
http://fanfictionigrzyskasmierci.blogspot.com/
Na które serdecznie was zapraszam! Mam nadzieję, że się spodoba.
Prowadzę również aska o igrzyskach:
https://ask.fm/Fan_Fiction_
Na niego również zapraszam :)

Hmm... To już chyba tyle. Nie zostaje mi nic więcej jak zaprosić was do lektury! Niedługo pojawi się pierwszy rozdział.
I niech los zawsze wam sprzyja!