Rozdział dedykuję mojej czytelniczce - Sarze. Może okazji do dedykacji jest brak, ale są za to szczere chęci :)
Budzi mnie pisk Effie Trinket, która woła, abym wstawał:
-Pobudka, pobudka, pobudka! Przed nami wielki, wielki, wielki dzień!
Jestem przyzwyczajony do wstawania o świcie, więc bez problemu zwlekam się z łóżka i zakładam te samo ubranie, które miałem wczoraj. Jest ono lekko pomięte, ale wątpię, aby ktokolwiek zwracał na to uwagę. Podchodzę do lustra i poprawiam zmierzwione blond włosy. Mój wygląd zbytnio mnie nie obchodzi, gdyż dojeżdżamy już do Kapitolu, gdzie czeka na mnie stylista, który się mną zajmie.
Wchodzę do wagonu restauracyjnego skąd dochodzą smakowite zapachy. Effie i Haymitch już tu są. Czuję się lekko rozczarowany, gdyż myślałem, że Katniss też już tu będzie. Mam jednak nadzieje, że dziewczyna niedługo się zjawi.
Zajmuje miejsce przy stole i z zakłopotaniem sięgam po jedną bułek.
Haymitch burczy coś pod nosem i popija herbatę zmieszaną z jakimś cuchnącym alkoholem.
- Och panie Abernathy- burzy się Effie - Nie może pan tyle pić!
- Skarbie - bełkocze pijak - Nie możesz tak się wszystkim przejmować, bo ci gorset pęknie - Haymitch wybucha śmiechem i oblewa się przy okazji śmierdzącą mieszanką.
Spoglądam na Effie Trinket, która łapie filiżankę kawy w swoje malutkie dłonie i szepcząc przekleństwa pod nosem wychodzi z przedziału. W tym samym momencie do wagonu wchodzi Katniss. Spogląda ze zdezorientowaną miną to na mnie, to na naszego mentora.
- Chodź, siadaj! - mówi Haymitch i kiwa zachęcająco.
Katniss podchodzi powoli do stołu i ze zmieszaną miną zajmuje jedno z wygodnych, obitych czerwonym aksamitem krzeseł. Obsługujący nas mężczyzna momentalnie kładzie przed nią wielki talerz pełen jedzenia. Katniss patrzy z zaciekawieniem na szklankę z gorącą czekoladą, jestem pewien, że nigdy dotąd nie widziała tego napoju.
- To gorąca czekolada - wyjaśniam - Smaczna.
Katniss wypija łyk słodkiego kremu, a w jej oczach pojawiają się iskierki. Smakuje jej. Uśmiecham się w duchu, gdyż cieszę się, że ma ona w końcu szansę najeść się do syta.
Po kilkunastu minutach jesteśmy już najedzeni, nic więcej nie zmieści mi się w brzuchu. Przez cały posiłek zajadaliśmy się z Katniss przeróżnymi potrawami. Haymitch zaś przez te kilkanaście minut sączył z kieliszka śmierdzący alkohol.
Patrzę na niego z konsternacją. Jest naszym mentorem, ma nam pomóc przetrwać igrzyska, a alkohol mu w tym nie pomoże. Sponsorzy, którzy przesyłają trybutom różne podarunki na arenę - jedzenie, wodę, lekarstwa - oczekują mentora z klasą, a temu pijakowi na pewno jej brakuje. Jeśli więc Haymitch Abernathy nie zmieni swojego postępowania, ja i Katniss będziemy skazani na nieuniknioną śmierć.
- Podobno ma pan nam udzielać rad - odzywa się Katniss i przeszywa wzrokiem mentora.
- Oto rada. Nie dajcie się zabić - odpowiada Haymitch i rży ze śmiechu.
Wymieniam wymowne spojrzenie z Katniss i czuję, że narasta we mnie złość.
- Jakie to śmieszne - cedzę. Wytrącam szklankę z ręki Haymitcha. Szkło rozpryskuje się na podłodze, krwistoczerwony napój spływa w stronę przeciwną do kierunku jazdy.
Haymitch waha się przez chwilę, a następnie wali mnie w szczękę i zrzuca mnie z krzesła. Czuję uciążliwy, pulsujący ból, przeszywający mój policzek. Zaciskam zęby, aby nie krzyknąć z bólu.
Katniss patrzy na mnie ze współczuciem, mieszającym się ze wściekłością w oczach i dobywa noża. Wbija go w stół pomiędzy dłonią Haymitcha, a butelką. O włos mija palce.
- I co to ma być? - pyta Haymitch - W tym roku trafili mi się wojownicy?
Dźwigam się z podłogi i nabieram garść lodu spod wazy z owocami. Chcę przyłożyć okład na zaczerwienioną szczękę.
- Nie - powstrzymuje mnie mentor - Niech się zrobi siniak. Widzowie uznają, że wdałeś się w bójkę z innym trybutem, zanim jeszcze wszedłeś na arenę.
- To wbrew zasadą - zauważam.
- Tylko jeśli Cię przyłapią. Siniak będzie świadczył o tym, że walczyłeś, a w dodatku nie dałeś się złapać. Dobrze się składa - Haymitch spogląda na Katniss, która z zaciętością w oczach odbiera jego spojrzenie - Potrafisz zrobić z tym nożem coś więcej, poza dziurawieniem stołu?
Katniss wyszarpuje nóż ze stołu i rzuca nim w szczelinę na ścianie. Jest dobra, a nawet bardzo dobra.
- Podejdźcie tu oboje - Haymitch ruchem głowy wskazuje środek przedziału.Wykonujemy polecenie, a on nas okrąża, a potem obmacuje jak zwierzęta. Katniss się wzdryga kiedy dotyka on jej mięśni i twarzy - Nie jesteście bez szans.Chyba macie niezłą kondycję. Po wizycie u stylisty zrobi się z was całkiem atrakcyjna para.
Wiem, że Głodowe Igrzyska to nie konkurs piękności, ale najprzystojniejsi trybuci i najpiękniejsze trybutki mają większą szansę na pomoc sponsorów, co zwiększa ich szansę na wygraną.
Po minie Katniss wnioskuję, że dziewczyna myśli właśnie o tym samym.
- Dogadajmy się - proponuje Haymitch i rozsiada się na jednym z foteli - Pomogę wam, ale tylko wtedy, jeśli nie będziecie mi przeszkadzać w życiu. Musicie robić wszystko, co wam każe. Bez wyjątku - ostatnie zdanie Hymitch skierował w stronę Katniss, która odpowiedziała mu na to kąśliwym spojrzeniem.
- Zgoda - odzywam się.
- Skoro ma pan nas wspierać, to proszę powiedzieć co powinniśmy zrobić na arenie - naciska Katniss - Jaka jest najlepsza strategia przy Rogu Obfitości, jeśli ktoś...
- Po kolei - przerwa jej wyraźnie zmęczony Haymitch - Za kilka minut wjedziemy na dworzec. Styliści wezmą was w obroty i nie spodoba wam się to co zobaczycie w lustrze. Mimo wszystko nie protestujcie.
- Zaraz, zaraz - zaczyna Katniss
- Żadne zaraz. Nie wolno wam protestować - powtarza Haymitch.
Bierze ze stołu butelkę i wychodzi z wagonu. Drzwi zamykają się za nim i w tej samej chwili pociąg pogrążą się w mroku. Wewnątrz pali się kilka lamp, ale za oknami panują kompletne ciemności,zupełnie jakby ponownie zapadła noc. Domyślam się, że wjechaliśmy w tunel, który biegnie pod skałami i prowadzi prosto do Kapitolu.
Stoimy w milczeniu, gdy pociąg pędzi przed siebie, tunel wydaje się bezkresny. Nie powiem, ale podoba mi się ta podróż. Zawrotna prędkość podnosi poziom adrenaliny w moich żyłach, co sprawia, że mam zawroty głowy. Kiedy jednak przypominam sobie gdzie zmierzamy, zadowolenie znika i zastępuje je strach, czysty strach.
Pociąg w końcu zwalnia, przedział wypełnia się jaskrawym światłem. Nie ma na to siły, oboje biegniemy do okna. Pochłaniamy wzrokiem to, co dotąd widzieliśmy wyłącznie na ekranach telewizorów. Kapitol rzeczywiście jest imponujący, zapiera mi dech w piersiach, kiedy patrzę na wspaniałość budynków, lśniących we wszystkich kolorach tęczy.
Kiedy wtaczamy się na dworzec ludzie rozpoznają pociąg i witają nas entuzjastycznie. Katniss z obrzydzeniem cofa się od okna, ja jednak pozostaję na moim miejscu i macham do roześmianego tłumu gapiów. Przestaję dopiero wtedy, gdy wjeżdżamy na peron, na który cywile nie mają wstępu.Tracę więc z nimi kontakt i odwracam się w stronę Katniss, która mierzy mnie zdekoncentrowanym wzrokiem. Wzruszam ramionami i z uśmiechem mówię:
- Kto wie? Ktoś z nich może być bogaty.
Obieram taką taktykę, gdyż chcę zdobyć jak najwięcej sponsorów, którzy pomogliby przetrwać naszej dwójce. Nie chodzi mi tylko o moje życie, chcę pomóc Katniss, gdyż z niewiadomych przyczyn zależy mi na niej, a poza tym byłoby to nie w porządku, gdybym odwrócił się od niej na arenie. Jesteśmy z tego samego Dystryktu, Dwunastka jest naszym wspólnym domem, co za tym idzie musimy o siebie nawzajem zadbać.
Po przyjeździe do Kapitolu zostajemy przewiezieni do Centrum Odnowy, w którym rozdzielają naszą
dwójkę. Zostaję zaprowadzony do specjalnego pomieszczenia, w którym czeka na mnie grupa roześmianych kapitolińczyków.
- Jaki śliczny chłopiec! - piszczy wysoka kobieta z burzą srebrnych włosów na głowie.
- Cudowny - wtóruje jej otyły mężczyzna, uśmiechając się. Nie umiem określić czy jest to szczery uśmiech. Wszyscy kapitolińczycy ukrywają swoje twarze pod maskami, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Nakładają na siebie tony przedziwnego makijażu, robią tatuaże, doklejają rzęsy
Przez kilka kolejnych godzin jestem nacieramy różnego rodzaju kremami, olejkami i innymi pachnącymi substancjami. Następnie mężczyzna, który bez przerwy zachwycał się moją urodą, przyciął moje włosy i sprawił, że stały się jedwabiste w dotyku.
Kiedy w poprzednich latach oglądałem Głodowe Igrzyska, zawsze zastanawiałem się jak to możliwe, że wszyscy trybuci są nieprzeciętnej urody. Myślałem, że jest to jakiś dziwny zbieg okoliczności, ale się myliłem. Najbardziej dziwiłem się jednak, kiedy patrzyłem na trybutów z mojego dystryktu. Dokładnie pamiętałem ich twarze ze szkoły, na arenie zaś ciężko mi było ich poznać. Teraz wiem, że była to sprawka ich grup przygotowawczych i stylistów, którzy z szarych muszek zrobili z nich najurodziwsze pary, jakie kiedykolwiek było dane zobaczyć obywatelom Panem.
Ze mną i z Katniss zrobią dokładnie to samo. Na nasz widok będą mdleli wszyscy mieszkańcy Kapitolu. Dystrykty będą obojętne na nasz wygląd, gdyż rodzinom i przyjaciołom trybutów jest wszystko jedno jak będziemy wyglądać w chwili naszej śmierci. Na arenę bowiem dwadzieścia trzy osoby dostają bilet w jedną stronę, śmierć jest dla nich nieunikniona. Tylko jeden szczęśliwiec, jeśli tak go można nazwać, zwycięża te okrutne rozgrywki i wraca cały i zdrowy do swojego dystryktu, gdzie żyje w szczęściu, spokoju i bogactwie do końca swojego życia.
Gdyby się nad tym zastanowić to nie wiem, czy przypadkiem śmierć na arenie nie byłaby lepszym rozwiązaniem niż przeżycie tego koszmaru. Owy zwycięzca musi żyć ze świadomością, że na jego sumieniu ciąży śmierć dwudziestu trzech niewinnych istnień. Nie dziwię się więc, że po jakimś czasie zwycięzcom odbija i popadają w nałogi tak jak Haymitch.
-Kochanie! - piszczy srebrnowłosa kobieta prosto do mojego ucha. Drażni mnie jej kapitoliński akcent, ale staram się z czystej grzeczności to ignorować - Przejdź tam - mówi i wskazuje na oszklone drzwi w drugim końcu pomieszczenia - Czeka tam na ciebie twoja stylistka.
Skinam głowom i schodzę z wysokiego fotela, na którym dotychczas siedziałem.
Jak się po kilkunastu minutach dowiaduję, kobieta, która została moją stylistką nazywa się Portia. Ma ona typowo kapitolińską urodę, wyróżnia ją jednak kojący i szczery uśmiech, który gości na jej twarzy odkąd mnie zobaczyła. Sprawia ona wrażenie miłej i serdeczniej osoby, więc postanawiam, że jej zaufam.
- Mój kolega Cinna, stylizuje trybutke z twojego dystryktu - mówi Portia - Ustaliliśmy, że dobrze by było, gdybyście podczas Parady Trybutów wystąpili w podobnych, a nawet takich samych strojach. Oczywiście muszą one być również zgodne z rodzajem przemysłu w waszym dystrykcie.
- Znów wystąpimy w stroju górnika? - pytam.
- Niezupełnie. Ten strój już spowszedniał. Razem z Cinną sprawimy, że trybuci z Dwunastego Dystryktu zapadną ludziom w pamięć, przez co zyskacie wielu sponsorów.
Kiwam głową i tak jak kazał nam Haymitch, zgadzam się na wszystko, co wymyśliła moja stylistka.
Kilka godzin później mam na sobie kostium, który może okazać się najbardziej spektakularnym ze wszystkich. To prosty, czarny, obcisły kombinezon, który okrywa mnie od kostek do szyi. Sznurowane buty ze lśniącej skóry sięgają mi do kolan. Tym, co wyróżnia ten kostium, jest zwiewna peleryna z pasków pomarańczowego, żółtego i czerwonego materiału. Na głowie mam czapkę do kompletu. Styliści zamierzają podpalić jedno i drugie, zanim nasz rydwan wytoczy się na ulicę.
Portia zapewniła mnie, że nie będzie to prawdziwy ogień. Użyjemy syntetycznego ognia.
Portia zaprowadza mnie do pomieszczenia, w którym znajduje się już Cinna i Katniss. Czuję ulgę kiedy ją widzę. Można powiedzieć, że Katniss jest jedynym wspomnieniem, jakie łączy mnie z moim domem.
Wszyscy są zachwyceni naszymi strojami. Ekipa przygotowawcza Katniss składająca się z dwóch kobiet i jednego mężczyzny dosłownie rzuca się na Cinne i gratuluje mu pracy. Stylista wydaje się jednak nieco znużony, gdy przyjmuje gratulacje.
Zostajemy zaprowadzeni na dolny poziom Centrum Odnowy, który w gruncie rzeczy jest gigantyczną stajnią. Ceremonia inauguracji zacznie się za moment. Trybuci są parami ładowani na rydwany, zaprzężone w czwórki koni.
Cinna i Portia prowadzą nas do rydwanu, ustawiają w dokładnie wyreżyserowanych pozach, poprawiają peleryny, a następnie oddalają się, aby zamienić słowo na osobności.
-Co o tym myślisz? - szepcze do mnie Katniss - O ogniu?
- Zedrę z ciebie pelerynę pod warunkiem, że ty zedrzesz moją - cedzę przez zęby.
-Umowa stoi - szepcze Katniss, nerwowo skubiąc brzeg peleryny.
- A gdzie Haymitch? - pytam, gdyż zauważam nieobecność naszego mentora.
- Jest tak przesiąknięty alkoholem, że raczej nie powinien się zbliżać do ognia - mówi Katniss.
Nagle oboje wybuchamy śmiechem. Jestem pewien, ze ten nagły atak wesołości spowodowany jest tym, że oboje okropnie denerwujemy się przed igrzyskami.
Rozpoczyna się muzyka inaugurująca igrzyska. Potężne wrota się rozstepują, odsłaniając ulice i tłumy ludzi na chodnikach.
Pierwszy rydwan zaprzężony w siwe konie przejeżdża przez wrota i rusza w głąb Kapitolu. Jadą nim trybuci z Jedynki, za nimi ruszają trybuci z Drugiego Dystryktu i tak dalej. Kiedy rydwan Jedenastego Dystryktu opuszcza stajnie, pojawia się Cinna z zapaloną pochodnią.
-Pora na nas - oznajmia i podpala peleryny zanim zdążymy zaprotestować - Pamiętajcie głowy wysoko. Uśmiech na twarzy. Publiczność się w was pokocha!
Rydwan rusza, a ja głośno nabieram powietrza w płuca. Nagle naszych uszu dobiega krzyk Cinny. Muzyka jednak zagłusza jego słowa, więc nie wiemy o co mu chodzi. Ponownie coś wykrzykuje i daje znaki rękami.
- O co mu chodzi? - pyta Katniss. Spoglądam na nią i zapiera mi dech w piersiach. Wygląda olśniewająco.
- Chyba chce żebyśmy się wzięli za ręce - wyjaśniam i łapię Katniss za jej prawą dłoń.
Odwracamy się w stronę Cinny, na co on kiwa głową i podnosi kciuki. Po chwili znika nam z oczu, wjeżdżamy do miasta.
Wszyscy patrzą w naszą stronę, przestają zwracać uwagę na poprzedzające nas rydwany. Z początku jestem zdenerwowany i odrętwiały. Katniss również jest przytłoczona ową sytuacją.
Nagle zauważam nasz rydwan na wielkim ekranie telewizyjnym. Cała parada transmitowana jest na żywo w całym Panem. Na myśl o tym po raz kolejny przeszywa mnie zimny dreszcz. Rozluźniam się jednak, kiedy dochodzę do wniosku, że oboje wyglądamy rewelacyjnie. W półmroku płomienie iluminują nam twarze. Wydaje się, że ciągniemy za sobą ognistą poświatę, która spływa z powiewających peleryn. Nie potrzeba nam mocnego makijażu, bez niego wyglądamy lepiej, a przy tym jesteśmy łatwo rozpoznawalni. Portia miała racje. Z takim wyglądem zapadniemy ludziom w pamięć, przez co zyskamy więcej sponsorów, co zwiększy nasze szanse na wygranie Igrzysk.
Katniss ściska mnie mocniej za rękę, kiedy ludzie zaczynają skandować jej imię. To ona z naszej dwójki będzie bardziej rozpoznawalna, to ona ze względu na wygląd i umiejętności będzie miała większe szanse na przeżycie. Ta sytuacja powinna mnie irytować, ale jest inaczej. Każdy trybut chce wygrać, każdy chce przeżyć. Ja jednak mogę odpuścić sobie ten przywilej i przekazać go Katniss. Wszystko mi jedno, czy wygram ja, czy ona. Ważne, aby zwycięzca pochodził z naszego dystryktu, z Dwunastki. Szczerze mówiąc już dawno pogodziłem się ze śmiercią.
Kiedy docieramy do rynku, nie czuję już dłoni, którą Katniss ściska z ogromną siłą. Ona również to zauważa i rozluźnia chwyt, ale ja nie pozwalam jej zabrać jej ręki.
- Nie puszczaj mnie - protestuję - Proszę cię mógłbym spaść na ziemię.
- W porządku - zgadza się Katniss i dalej trzyma mnie za rękę.
Tak naprawdę nie chodzi mi o to, że mógłbym spaść. Nie chcę puszczać ręki mojej towarzyszki, gdyż sprawia mi to niesamowitą przyjemność. Po wyjeździe na Igrzyska czułem się samotny i pusty w środku, a jej obecność zapełnia tę pustkę, co dopiero dotyk jej delikatnych dłoni.
Dwanaście rydwanów okrąża rynek. Okna okolicznych budynków są zapełnione najdostojniejszymi obywatelami Kapitolu. Nasze kare konie ciągną rydwan prosto ku rezydencji prezydenta Snowa. Zatrzymujemy się przed budowlą, a muzyka cichnie po kunsztownym finale.
Prezydent staje na balkonie nad naszymi głowami i wygłasza słowa oficjalnego powitania. Podczas przemówienia staram się nie pokazać targających mną emocji, gdyż telewizja tradycyjnie robi przebitki na twarze trybutów. Zauważam, że naszemu dystryktowi poświęcają więcej czasu, ale trudno się im dziwić. Im bardziej się ściemnia, tym trudniej oderwać wzrok od otaczających nas płomieni.
Po przemowie po raz ostatni paradujemy wokoło rynku i znikamy w Ośrodku Szkoleniowym.
Ledwo zamknęły się za nami drzwi, a już otaczają nas ekipy przygotowawcze. Ich członkowie jednocześnie wykrzykują pochwały pod naszym adresem. Zauważam, że wielu trybutów patrzy na nas spode łba. Są zazdrośni i wściekli, dosłownie przyćmiliśmy konkurentów.
Cinna i Portia są na miejscu. Pomagają nam zeskoczyć z rydwanu i gaszą ogień, który nadal rozświetla nasze stroje.
Katniss puszcza moją dłoń i oboje masujemy zesztywniałe palce.
- Dzięki, że mnie trzymałaś. Czułem się trochę niepewnie - mówię i posyłam Katniss szczery uśmiech.
- To się nie rzucało w oczy - zapewnia mnie dziewczyna - Nikt nic nie zauważył, idę o zakład.
- A ja idę o zakład, że ludzie zauważyli tylko ciebie. Powinnaś częściej stawać w płomieniach - żartuję - Z ogniem ci do twarzy - Po raz kolejny uśmiecham się do niej szczerze, ze starannie wymierzoną dozą nieśmiałości.
Katniss odwzajemnia uśmiech i robi tajemniczą minę, po czym wspina się na palce i całuje mnie w sam środek siniaka, którego zafundował mi na policzku Haymitch.
Myślę, że gdyby nie Igrzyska, mnie i Katniss mogłaby połączyć prawdziwa przyjaźń.
Uwaga, mam jeszcze małą prośbę:
Jeśli czytasz moje i ff i masz możliwość komentowania to proszę - komentuj! :)
Wasze komentarze są dla mnie niezbędne. I to nie chodzi o same pozytywne opinie, jeśli masz jakieś zastrzeżenie lub coś niezbyt Ci się podoba, albo popełniam jakieś błędy - napisz i mnie popraw. To dla mnie bardzo ważne.
Dziękuję za uwagę! :)