Parada dobiegła końca. Zebraliśmy jeszcze wiele gratulacji, po czym Haymitch zaprowadził nas do windy, do której wsiedliśmy w ciszy. O dziwo Haymitch nie miał nam nic do powiedzenia. Ewidentnie wykonaliśmy wszystko jak należy i nasza postawa nie wymagała komentarza mentora.
Kiedy drzwi się zamknęły oparłem się o metalową ścianę windy i wbiłem wzrok w podłogę. Nie chciałem patrzeć na Katniss, byłem zbyt przejęty ubiegłymi wydarzeniami. Ciągle myślałem o pocałunku, który złożyła ona na moim policzku. Nie wydaje mi się, aby był to szczery gest. Myślę, że dziewczyna zrobiła to dla większego show... A może jednak? Może Katniss zależy na mnie, tak jak mi z wielu powodów zależy na niej. Nie mam jednak takiej pewności, więc zachowam moje przemyślenia dla siebie.
Winda rusza, a mi żołądek podchodzi do gardła. Nigdy w życiu nie jechałem windą, to dla mnie nowe przeżycie i nie należy ono do przyjemnych. Po niecałej minucie jazdy robi mi się niedobrze. Na szczęście winda zwalnia, a drzwi się otwierają.
- Nasz apartament - mówi z dumą Haymitch i ręką wskazuje nam drogę.
Mamy do dyspozycji całe piętro. Jest to wielkie mieszkanie, które prezentuje się równie wykwintnie jak wagon kolejowy, którym przybyliśmy do Kapitolu. Katniss i ja otrzymujemy oddzielne sypialnie, i własne łazienki.
Po wejściu do mojego pokoju, zrzucam z siebie kostium i wskakuję pod prysznic. Effie powiedziała, że jest tu gorąca woda, a że w domu zazwyczaj jej brakowało, cieszę się jak dziecko, kiedy oblewa ona moje ciało. Prysznic wyposażony został w tablicę z ponad setką opcji regulacji temperatury wody, jej ciśnienia, wyboru rodzaju mydła, szamponu, zapachu, olejku oraz gąbek masujących. Całe te urządzenie wydaje mi się trochę dziwne. Zdaję sobie jednak sprawę, że tak wysoka technologia jest tutaj, w Kapitolu, na porządku dziennym. Pociągi, windy, prysznice, to wszystko mnie przerasta. Postanawiam jednak zachować spokój.
Gorąca woda dobrze na mnie działa. Moje szare komórki zaczynają pracować, przez co łatwiej jest mi wymyślić jakąś strategię, którą będę się kierował na arenie. Wiem, że mam jeszcze prawie tydzień, ale chciałbym mieć już wszystko przemyślane.
Nagle dociera do mnie, że ciężko będzie mi wrócić do domu, jestem nawet pewien, że nie wrócę. Podejmuję trudną decyzję, która być może będzie dla mnie śmiercionośna w skutkach... Postanawiam, że nie podniosę ręki na ani jednego trybuta. Nie byłbym w stanie zbić człowieka, wyrzuty sumienia by mnie zabiły. Postaram się trzymać jak najdalej od moich wrogów, nie wciągnę się w wir krwawej walki, która i tak nie przyniesie pozytywnych skutków. Pewnie umrę gdzieś sam, wycieńczony, głodny, spragniony.
O dziwo nie boję się śmierci, chcę tylko,m aby była szybka i w miarę bezbolesna. Wolałbym zginąć na początku niż wykrwawiać się w mękach przez kilka godzin, czy nawet przez kilka dni.
Myślę, że kwestie ogólnego zachowania się na arenie mam już przemyślaną. Teraz przychodzi czas na trudniejsze zagadnienie. Muszę się zastanowić jak zachowam się w stosunku do Katniss. Nie chcę mieć w niej wroga, nie chcę jej atakować, nie chcę z nią walczyć. Jest ona jedyną pamiątką, jaka pozostała mi po moim domu, po Dwunastce. Byłbym głupcem, gdybym chciał się jej pozbyć.
Najchętniej zawarłbym z nią sojusz. Oglądając poprzednie Igrzyska, doszedłem do wniosku, że sojusznik to dobry pomysł. Jest jednak jeden haczyk. Jeśli sojusznikom udałoby się przetrwać do końca, to znaczy aż reszta trybutów by zginęła, to musieliby oni podnieść na siebie rękę. W końcu tylko jedna, jedyna osoba wraca do domu. Nie dwie, lecz jedna.
Dlatego właśnie nie wiem co robić. Jeśli wszystkie sprawy by się tak potoczyły i ja oraz Katniss zostalibyśmy ostatnimi trybutami, to chciałbym, aby to ona wróciła do domu. Jest potrzebna swojej rodzinie, ma siostrę i matkę, które raczej zginęłyby bez jej pomocy.
- Peeta! - słyszę pisk Effie, która dobija się do moich drzwi. Nie słyszę kolejnych słów, gdyż szum wody zagłusza krzyk opiekunki. Zakręcam kurek i szybko wychodzę spod prysznica. O mało co, nie przewracam się na wilgotnych kafelkach. Ratuje mnie umywalka, której szybko się łapię.
Śmieję się z mojej niezdarności. Teraz jestem pewien, że na pewno nie jestem w stanie wygrać Igrzysk.
Owijam się ręcznikiem i wybiegam z łazienki. Effie chyba słyszy moje kroki, gdyż po raz kolejny słyszę jej pisk:
-Kolacja. Ubierz się i chodź do jadalni.
- Dobrze - odkrzykuję.
Podchodzę do szafy i programuje ją, aby wybrać ubranie, które mi się spodoba. Wybieram granatowy sweter i szare spodnie do kompletu. Przeczesuję wilgotne włosy ręką i przeglądam się w lustrze. Nie zależy mi na moim wyglądzie, jednak wiem, że Effie Trinket ma bzika na jego punkcie.
Kiedy wchodzę do jadalni nikogo nie ma jeszcze przy stole. Nie widzę Effie, Haymitcha ani Katniss. Zauważam jednak Cinnę i Portię - naszych stylistów - którzy stoją na malutkim balkonie z widokiem na Kapitol. Bez chwili zastanowienia podchodzę do nich. Potrzebuję towarzystwa, a poza tym Cinna i Portia są dla nas bardzo mili i wiem, że mogę sobie przy nich pozwolić na wszystko.
- O, Peeta - Portia uśmiecha się szeroko - I jak? Podoba ci się twój pokój?
- Jest... - szukam odpowiedniego słowa - Inny.
- Inny? - dziwi się Cinna i opiera się o balustradę.
- Tak, inny. Nie przywykłem do takich luksusów, to wszystko o drobinę mnie przerasta.
- Tak.. - odchrząkuje Cinna - Mamy jeszcze trochę czasu, może chcesz udać się ze mną na dach? Jest trochę zimno, ale widoki wszystko ci wynagrodzą.
- Pewnie -odpowiadam - Możemy iść.
Portia zostaje na balkonie, a ja i Cinna ruszamy korytarzem, po czym wchodzimy na małą klatkę schodową. Są tam schody, które zapewne prowadzą na dach. Wskakuje po nich, a kiedy wchodzę na dach i moim oczom ukazuje się panorama Kapitolu, zapiera mi dech w piersiach.
- Pięknie - tylko tyle udaje mi się wyjąkać.
Podchodzę do balustrady i spoglądam w dół. Widzę ścianę i zatłoczoną ulicę. Do moich uszu dociera warkot samochodów, sporadyczne okrzyki, dziwne, metaliczne pobrzękiwanie.
- Dlaczego pozwalają nam wchodzić tak wysoko? - zaciekawiło mnie, czy któryś z trybutów nie może się rzucić ze strachu w przepaść. Szczerze mówiąc, opcja takiej śmierci również mi się nie podoba, jednak czego się nie robi z rozpaczy.
- Nie skoczą, nie da się - tłumaczy Cinna - Wokoło Ośrodka Szkoleniowego rozciągnięte jest pole siłowe. Odrzuci ono człowieka z powrotem na dach. Ostrzegam się, że nie warto próbować, gdyż zetknięcie z tą elektryczną poświatą jest niesamowicie bolesne.
- Rozumiem - mówię.
Przez kilka minut wpatrujemy się w Kapitol i podziwiamy przepiękne widoki, jednak Cinna informuje mnie, że czas wracać. Kiwam głową i odwracam się na pięcie po raz ostatni pochłaniając urzekający widok.
Kroczymy korytarzem w stronę jadalni, z której wybiega moja opiekunka.
- Chodźcie do stołu! - woła nas Effie Trinket i macha do nas zachęcająco.
Ruszamy do jadalni i zajmujemy miejsca. Chwilę później zjawia się Katniss. Uśmiecham się do niej, ale ona odwraca wzrok. No cóż, nie trudno się dziwić, że ma zły humor.
Młody mężczyzna w białej tunice podaje nam wino w kieliszkach. Nigdy nie piłem alkoholu, ale wiem, że taka okazja już się nie powtórzy, więc biorę do ust łyk cierpkiego płynu i dochodzę do wniosku, że nie jest on wcale taki zły. Katniss zaś krzywi się kiedy upija łyk i z hukiem odstawia kieliszek na stół.
W jadalni zjawia się obsługa i podaje nam posiłek. W tym samym czasie zjawia się Haymich. Jest czysty, uczesany i ma świeże ubrania, które nie cuchną alkoholem. Dochodzę do wniosku, że Haymitch tak samo jak ja i Katniss ma własnego stylistę.
Przy stole toczy się niezobowiązująca rozmowa.Od czasu do czasu wtrącę jakieś dwa, czy trzy słowa, ale bardziej interesuje mnie posiłek. Obsługują nas młodzi ludzie, którzy krążą w milczeniu wokoło stołu i pilnują by półmiski i kieliszki zawsze były pełne.
Zjadam dużą porcję klusek w smakowitym, zielonym sosie i nakładam sobie kilka cieniutkich plasterków befsztyku.
Kiedy młoda dziewczyna z obsługi stawia na stolę fantastyczny tort jestem już pełny i nie jestem w stanie przełknąć już niczego innego. Dziewczyna sprawnie go podpala, a smakołyk staje w płomieniach.
- Dlaczego ten tort się zapalił? - pyta Katniss - Czy jest na alkoholu? To ostatnie czego mi trzeba.. Och, ja ciebie znam!
Wszyscy ze zdziwieniem spoglądamy na dziewczynę z obsługi, która milcząc kręci przecząco głową, odwraca się i wychodzi z pokoju. Patrzę na nią jeszcze przez chwilę, tak długo aż zniknie z widoku. Ciemnorude włosy, charakterystyczne rysy twarzy, porcelanowa cera... Mi również kogoś przypomina.
-Katniss, nie bądź śmieszna - prycha Effie - Niby skąd miałabyś znać awoksę. Myśl logicznie.
Pierwszy raz słyszę termin "awoksa". Zastanawiam się kim oni są. Chcę zadać męczące mnie pytanie, jednak uprzedza mnie Katniss:
-Kto to taki? Ci awosi?
-Awoksi to niemi służący- wyjaśnia Haymitch - Tej dziewczynie obcięto język, aby nie mogła mówić. Myślę, że dopuściła się zdrady w takiej, czy innej formie. Naprawdę wątpię, abyś ją znała.
- Nawet jeśli, nie wolno ci się odzywać do awoksów, chyba że wydajesz im polecenia - podkreśla Effie - Oczywiście, że jej nie znasz. Pewnie ci się przewidziało.
- Chyba rzeczywiście, tak tylko... - dziewczyna plącze się w słowach.
Katniss z nieodgadnioną miną wpatruje się w stół i skubie nerwowo obrus. Wydaje mi się, że jest ona zawstydzona, ale i zdenerwowana. Ewidentnie, musiała już gdzieś tą dziewczynę widzieć, nawet jeśli jest to wręcz nieprawdopodobne. Dochodzę do wniosku, że muszę jej pomóc i rozwiązać niezręczną sytuację. Rzucam pierwsze lepsze imię, jakie przyjdzie mi na myśl:
- Delly Carteright. To o niej pomyślałaś. Mnie też wydała się znajoma. Teraz wiem, kubek w kubek przypomina Delly - Zdaję sobie świadomość, że służąca ni w ząb, nie przypomina naszej znajomej z Dwunastego Dystryktu, jednak wyraz zaskoczenia szybko znika z twarzy Katniss, a pojawia się na niej zrozumienie.
- Oczywiście, o niej właśnie myślałam- Katniss podtrzymuje temat - To pewnie przez te włosy.
- Oczy też są bardzo podobne - dodaję i cieszę się w duchu z tryumfu, jaki odniosłem, gdyż Effie i Haymitch odpuszczają Katniss i wzruszają tylko ramionami.
- Chyba, że tak - podsumowuje Effie i wypija łyk wina.
- No proszę, wszytko jasne - konkluduje Cinna - Wracając do tortu - owszem, jest nasączony spirytusem, ale cały alkohol spłonął.
Zjadamy tort i przechodzimy do salonu, aby obejrzeć w telewizji powtórkę ceremonii. Kilka innych par wypadło całkiem nieźle, ale żadna z nich nie dorasta nam do pięt.
- Kto wpadł na pomysł, abyście trzymali się za ręce? - pyta Haymitch, lekko już zamroczony alkoholem.
- Cinna - prostuje Portia.
- Idealnie odmierzona szczypta buntu - chwali Haymitch - Doskonale wam to wyszło.
Opuszczam wzrok i wbijam go w podłogę. Trawie słowa mentora. Nie rozumiem o jaki bunt mu chodzi, Katniss także wydaje się byś zaskoczona tą opinią. Może chodzi mu o to, że na tle innych par, które stały sztywno w jak największej odległości od siebie wypadliśmy w lepszym świetle i to właśnie my zapadniemy ludziom w pamięć. Z jednej strony to dobrze, gdyż może uda nam się przez to zdobyć więcej sponsorów. Z drugiej jednak, sponsorzy nie ochroną nas przed wściekłymi z zazdrości trybutami na arenie. Na myśl o tym, co mogą nam zrobić, przechodzi mnie zimny dreszcz.
Po seansie Haymitch informuje nas, że jutro zaczynają się sesje treningowe. Mamy spotkać się przy śniadaniu, a mentor wyjaśni nam wtedy czego dokładnie od nas oczekuje. Następnie każe nam iść spać, gdyż chce w spokoju porozmawiać z Cinną, Portią i Effie.
Razem z Kattniss idę korytarzem do naszych pokojów. Domagam się od niej wyjaśnień, gdyż chcę wiedzieć kogo tak naprawdę przypominała awoksa. Może nie jest mi to potrzebne do szczęścia, jednak ciekawość nie daje mi spokoju.
Gdy stajemy przed drzwiami pokoju, należącego do Katniss, opieram się o ich framugę. Nie blokuje jej całkowicie przejścia, jednak chcę, aby dziewczyna zwróciła na mnie uwagę.
- Delly Cartwright - zaczynam prowokującym tonem - Kto by pomyślał, że właśnie tutaj uda nam się spotkać jej sobowtóra.
Katniss patrzy na mnie i widzę, że mocno się nad czymś zastanawia. Domyślam się, że chce mi wyznać prawdę, jednak nie wie od czego zacząć. Oboje wiemy, że ją osłaniałem, a z tego co zauważyłem, to Katniss nie lubi być niczyją dłużniczką. Dziewczyna przygryza wargę i zaczyna się nerwowo bawić palcami. Zauważam jej wahanie, więc aby przerwać tą niezręczną ciszę zmieniam temat. Jeśli Katniss będzie chciała, na pewno później mi o tym powie, mogę poczekać.
- Byłaś już na dachu? - pytam, a Katniss kręci przecząco głową - Cinna mnie tam zaprowadził. Widać stamtąd całe miasto. Tylko wiatr strasznie szumi w uszach.
Tak naprawdę chciałem jej przekazać, że na dachu nikt nie podsłucha naszej rozmowy. Jestem pewien, że tutaj, jesteśmy bez przerwy obserwowani, a nasze każde słowo jest rejestrowane i może został obrócone przeciwko nam, jeśli powiemy coś niestosownego.
- Może wybierzemy się tam teraz? - pyta Katniss.
- Pewnie, chodźmy - odpowiadam wesoło i uśmiecham się szeroko.
W kilka minut docieramy na dach. Wspinamy się po schodach na samą górę, do małego pomieszczenia w kształcie kopuły, z drzwiami prowadzącymi na zewnątrz. Wychodzimy na chłodny, wietrzny wieczór.
Razem z Katniss podchodzę do barierki na skraju dachu.
Opowiadam dziewczynie o mojej rozmowie z Cinną, mówię jej o polu siłowym i niebezpiecznych skutkach jego dotknięcia.
- Bezpieczeństwo ponad wszystko - podsumowuje Katniss z nutą sarkazmu w głosie - Jak myślisz obserwują nas teraz?
- Niewykluczone - przyznaję - Chodź obejrzeć ogród - mówię i wskazuję na drugą stronę kopuły, w której znajdują się kwiaty i małe drzewka w donicach.
Wchodzimy do kopuły i stajemy w środku ogrodu. Patrzę na Katniss wyczekująco.
- Któregoś dnia razem z moim z moim przyjacielem Gale'm - zaczyna szeptem Katniss - Polowaliśmy w lesie na zwierzęta. Nagle ujrzeliśmy tą dziewczynę, daję głowę, że to była ona. Oprócz niej, zauważyliśmy również jakiegoś chłopaka. Mieli brudne ubrania i podkrążone oczy. Biegli strasznie szybko, tak jakby ktoś by ich gonił, a ich życie byłoby zależne od ucieczki. Zamarliśmy na ich widok. Na pierwszy rzut oka było widać, że mają problemy, my jednak nie zareagowaliśmy. Nagle nie wiadomo skąd nadleciał poduszkowiec. Wypadła z niego siaka, która oplotła dziewczynę i błyskawicznie wciągnęła ją na pokład. Chłopaka zaś przebili włócznią, wystrzeloną z pokładu, zginął na naszych oczach. Dziewczyna wrzeszczała jego imię, jednak było już za późno. Potem poduszkowiec odleciał i wszystko wróciło do normy.
Katniss zaciska usta w wąską kreskę i widzę, że stara się nie rozpłakać.
- Widzieli cię? -pytam
- Nie mam pojęcia, ukryliśmy się. Ale jestem pewna, że dziewczyna zobaczyła nas oboje i wzrokiem błagała nas o pomoc. Żadne z nas nic nie zrobiło.
Katniss zaczyna drżeć i ukradkiem ociera samotną łzę, spływającą po jej policzku. Myślę, że przemarzła pod wpływem zimnego wiatru i tej okropniej opowieści. Jest mi przykro, że coś takiego ją spotkało i wiem, że nie było w tym jej winy, Gdyby ruszyła tej parze na pomoc, ona i Gale również zostaliby schwytani.
- Drżysz - mówię cicho. Ściągam kurtkę i zarzucam ją dziewczynie na ramiona. Katniss jej nie odrzuca i okrywa się nią.
Podnoszę ręce i delikatnie zapinam jej guzik przy szyi. Jej bliskość sprawia mi niewyobrażalną przyjemność.
- Byli tutejsi? - pytam szeptem.
Katniss kiwa głową.
- Jak myślisz, co tam robili? - zadaję kolejne pytanie.
- Nie mam pojęcia - odpowiada Katniss i obejmuje się rękoma.
Stoimy jeszcze przez chwilę ciszy, jednak wiatr się wzmaga i teraz naprawdę robi się zimno.
- Robi się zimno. Lepiej chodźmy do środka - proponuje Katniss.
W drodze do pokoju prowadzimy swobodną rozmowę. Rozmawiamy o Gale'u, rzekomym przyjacielu Katniss. Nie wiedzieć czemu,na myśl o tym chłopaku czuję ukłucie zazdrości.
Dowiaduje się, że to właśnie on odprowadził Prim na Dożynkach.
- Przyszedł się z tobą pożegnać? - pytam, a zazdrość wzmaga w moim sercu, kiedy słyszę pozytywna odpowiedź.
Peeta, opanuj się, myślę.
- Twój tata także do mnie przyszedł - mówi dziewczyna cicho.
Podnoszę zdziwiony brwi. Chcę, aby Katniss myślała, że nie miałem o tym zielonego pojęcia. Wiem jednak więcej, niż jej się wydaje.
- Znał twoją mamę, kiedy byli dziećmi - mówię i widzę, że zaskoczyłem tym Katniss.
- No tak - przyznaje dziewczyna - Dorastała w mieście.
Dochodzimy do drzwi pokoju Katniss. Dziewczyna zwraca mi kurtkę i mówi cicho:
- Widzimy się rano.
- Na razie -dodaję na pożegnanie i odchodzę korytarzem.
Kiedy docieram do mojego pokoju, zatrzaskuję za sobą drzwi. Nie mam sił na prysznic, więc zrzucam buty i w ubraniu wchodzę do łóżka.
Brakuje mi bliskości Katniss, brakuje mi jakiegokolwiek towarzystwa, Czuję się samotny i opuszczony.
Ciekawe, czy Katniss czuje to samo.
W myśli tej jest zawarte większe znaczenie, niż byłbym sobie je w stanie wyobrazić.
Zapraszam do komentowania!
1 Komentarz = 1 Porządny zastrzyk motywacji dla mnie :)
Kolejny świetny rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnego! Super robota, super styl pisania, super wszystko! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję ♡
Usuń